Recenzje

Krótka historia Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej – początki i ukształtowanie się państwa

Sobota mija mi przyjemnie na czytaniu „Podróży z Charleyem” Johna Steinbecka i im bardziej zagłębiam się razem z autorem w wędrówkę po Stanach Zjednoczonych, tym bardziej mam ochotę przypomnieć sobie historię tego kraju i wydarzenia, które ukształtowały jego obecne oblicze. Parafrazując zatem nieocenionego Steinbecka mogę stwierdzić, że piszę ten tekst nie po to, by pouczać innych, lecz by poinformować samą siebie.

Kolonizacja

Pierwsi koloniści przybyli do Ameryki Północnej w 1497 r. czyli zaledwie pięć lat po odkryciu tego lądu przez Krzysztofa Kolumba. Byli Anglikami. Pierwsza trwała osada przez nich założona to Jamestown w Wirginii. Po roku 60 – tym zwiększa się napływ przybyszy z Anglii, rekrutujących się głównie spośród ludzi prześladowanych z powodu poglądów religijnych. Pierwszy zatem paradoks Stanów Zjednoczonych to to, że podwaliny nowego świata budowali prześladowani, podczas gdy ich następcy sami prześladowali na potęgę – najpierw rdzennych mieszkańców, których nazwali Indianami, potem niewolników, których sprowadzili z Afryki. Taka ironia losu.

Stosunek do Indian i niewolników to dwa bardzo istotne wątki historii Stanów Zjednoczonych, które miały i nadal mają wpływ na obraz tego kraju. To wielkie, wciąż nie do końca rozwiązane grzechy nowego państwa. U podstaw obu z nich leży zachłanność. Indianie zostali wytrzebieni, bo trzeba było zagarnąć ziemię. Niewolnictwo umożliwiało maksymalne wykorzystanie tej ziemi pod uprawę, przy niemalże zerowych kosztach pracy. Potęga gospodarcza stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej ma niestety swoje źródła w tych dwóch zjawiskach. Zresztą, nie tylko ta potęga.

Indianie

Szacuje się, że w XVI w. to znaczy okresie, w którym rozpoczęła się kolonizacja, Amerykę Północną zamieszkiwało około 5 milinów Indian, rozproszonych na całym terytorium (znacznie bardziej zaludniona była Ameryka Południowa i Środkowa – 42 miliony). Można zatem stwierdzić, że od początku skazani byli na porażkę zważywszy na liczebność kolonistów. Widzę w tym jednak inny aspekt – ziemi było wystarczająco przecież dużo, żeby wszyscy się zmieścili, jednak wydarzenia potoczyły się inaczej. W XIX w. znacząco zwiększył się napływ ludności do Ameryki Północnej. Kwestię stosunków z Indianami miały rozwiązać traktaty zawarte pomiędzy 1778 a 1871 r. Niestety nowe państwo złamało wszystkie 370. Traktaty miały gwarantować wolność życia Indian w wyznaczonych im rezerwatach w zamian za zrzeczenie się przez nich praw do ziemi. Jednak Biuro do Spraw Indian łamało ustalenia, nagminne były przesiedlenia okupione ofiarami w ludziach. Masakry rdzennej ludności nie należały do rzadkości. Ostatnia wielka wojna z Indianami to 11 lat od 1866 do 1877 r. Kończy ją zamordowanie wodza Indian Szalonego Konia. Nie wydaje się by za walkę zbrojną Indian można było uznać  wydarzenia nad potokiem Wounded Knee, które miały miejsce w 1890 r., była to raczej masakra Indian z lokalnego rezerwatu, o charakterze prewencyjnym, mająca zapobiec domniemanemu powstaniu, którego obawiali się okoliczni mieszkańcy. Fakt, że rozpoczęcie masakry miało charakter przypadkowy, jednak w jej wyniku śmierć poniosło według oficjalnych szacunków rządu 153 Indian, a los 150 innych pozostał nieznany. Dopiero 1990 r. Kongres Stanów Zjednoczonych wyraził ubolewanie z powodu tamtych wydarzeń. W 1971 r. Wounded Knee II, czyli nie tak dawno temu, okupacja prowadzona przez Indian trwająca 71 dni, w pewien sposób zmieniła politykę w stosunku do nich. Jest to bolesna karta w historii dziejów Stanów Zjednoczonych, z którą ten potężny kraj, jak się wydaje, wciąż nie do końca się rozliczył.

Powstanie państwa

Był czas kiedy koloniści walczyli na dwóch frontach – z jednej strony z Indianami, z drugiej z państwami macierzystymi, konkretnie z Królestwem Wielkiej Brytanii. W skrócie wygląda to tak, że Królestwo chciało rządzić również w swoich zamorskich posiadłościach i co chyba ważniejsze – czerpać zyski. Jednak trzeba pamiętać, że Ameryka jest bardzo, bardzo daleko od Europy. Kto chciałby wysyłać część swoich dochodów gdzieś za ocean, gdy nawet nie może decydować na co zostaną wydane jego pieniądze. Sytuację zaostrzał fakt, że mieszkańcy kolonii lojalnie walczący po stronie króla w wojnie z Francją, która toczyła się o posiadłości w Ameryce, czuli się lekceważeni przez koronę brytyjską i domagali się właściwej reprezentacji w Izbie Gmin – do tego odnosiło się sławne wystąpienie Jamesa Otisa w 1761 r. , prawnika z Bostonu, który stwierdził, że opodatkowanie bez przedstawicielstwa (w Parlamencie) jest tyranią. Sytuacja przez lata była napięta. W końcu po akcji w 1774 r., w której przebrani za Indian kupcy bostońscy wyrzucili za burtę ładunek herbaty w akcie sprzeciwu wobec polityce ekonomicznego wyzysku i przedmiotowego traktowania kolonii, po reperkusjach ze strony Wielkiej Brytanii, mieszkańcy kolonii zjednoczyli siły. Na II Kongresie Kontynentalnym 4 lipca 1776 r. 13 stanów ogłosiło Deklarację Niepodległości. Uznaje się ją za dokument założycielski Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Jej autorami byli: Thomas Jeffersona,  John Adams, Benjamin Franklin, Robert R. Livingston i Roger Sherman. Dokument jest przesycony ideami oświecenia i wyraża sławne prawa obywatelskie stanowiące podwaliny nie tylko amerykańskiego ustroju, ale też sposobu myślenia i de facto życiowej filozofii tego kraju. Sławne słowa, że ludzie zostali stworzeni przez Boga równymi sobie i należy im się prawo do życia, do wolności i do poszukiwania szczęścia, stanowią podstawy ideologii tzw. amerykańskiego snu.

Wojna o niepodległość trwająca od 1775 do 1783 r. zakończyła się sukcesem kolonistów i podpisaniem traktatu paryskiego, w którym Wielka Brytania uznała niepodległość Stanów Zjednoczonych. Proces tworzenia państwa przypieczętowany został uchwaleniem w 1787 r. w Filadelfii Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Miało jednak minąć trochę czasu zanim kształt i charakter tego państwa miał się ostatecznie określić.

Były to pierwsze, wielkie osiągnięcia z serii amerykański sen. Przypominam jednak, że nie każdy na tym kontynencie mimo wzniosłych idei Deklaracji Niepodległości, miał prawo do realizacji amerykańskiego snu. Pozbawieni go byli Indianie, drugą grupą byli niewolnicy. Okazało się, że ci ostatni mieli mieć znacznie większy wpływ na historię młodego państwa niż rdzenni mieszkańcy Ameryki. Z prostej przyczyny – byli bardziej istotni ekonomicznie, słowem stanowili wartość możliwą do wyrażenia w pieniądzu, z powodu której (między innymi) wybuchła  kolejna wojna.

Niewolnicy

Pierwsze transporty niewolników przybiły do wybrzeży Ameryki w okolicach 1612 – 1619 r. czyli stosunkowo wcześnie. Byli towarem przywiezionym z Afryki i w taki sposób byli też traktowani. Szybko stali się też towarem popularnym. Na handlu niewolnikami ludzie ogromnie się bogacili, powstawały całe fortuny napędzane w ten sposób. To przecież nad wyraz opłacalne mieć pracownika, który haruje w nielimitowanym czasie pracy, którego nie trzeba opłacać i którego łatwo zastąpić. Popyt był ogromny, szczególnie w stanach południowych gdzie wykorzystywano tą tanią siłę roboczą do pracy na plantacjach. Wojna o niepodległość przewietrzyła trochę umysły, niektóre co bardziej światłe dostrzegły, że domagając się wolności dla siebie wskazane byłoby też respektować wolność innych. Niewolnicy nie posiadali jej nawet w podstawowym wymiarze fizycznym jako wolności chociażby przemieszczania się. Pierwsza konstytucja znosząca niewolnictwo to owoc myśli stanu Delawere z 1776 r. Powszechny zakaz niewolnictwa w stanach północnych i północno-zachodnich uchwalił Kongres w 1787 r. I znowu kłania nam się wszechobecna w tej historii moc pieniądza – łatwiej zakaz niewolnictwa uchwalało się stanom, które nie czerpały krociowych zysków z jego istnienia. Południe miało z tym kłopot. Nie jest łatwo rozstawać z się z zyskami. Nawet gdy produkcja, która opierała się na niewolnictwie stawała się mniej opłacalna, co minimalizowało straty, pozostawał problem psychologiczny. Problem ten można zdefiniować następująco – co poczniemy z taką ilością nagle uwolnionych ludzi i to w dodatku ludzi, których nie traktowaliśmy wcześniej najlepiej? W samej Wirginii stanowili 40% populacji. Jak się tu nie bać? Północ zmierzała do wprowadzenia jak najszerszego zakazu niewolnictwa, Południe do utrzymania go. Północ żyjąca z handlu i produkcji chciała jak najwyższych ceł ochronnych  na towary sprowadzane. Południe żyjące z eksportu jak najniższych, bo zależne było od tych towarów właśnie. Ponadto problem rozciągał się na nowo przyłączone w wyniku wojny z Meksykiem w latach 1846-1848 stany. Chodziło o to  jaki system miał zostać w nich wprowadzony. Nie dziwne, że skończyło się to konfliktem zbrojnym.

Wojna secesyjna 1861 – 1865

De facto była to wojna dwóch modeli gospodarczych, zwycięstwo jednego z nich miało przesądzić o dalszym kształcie politycznym i ekonomicznym państwa. Rozpoczęła się od secesji stanów południowych, które zawiązały Konfederację. To Konfederacja uderzyła pierwsza na Unię Północy ostrzeliwując  Fort Sumter w zatoce Charleston w Karolinie Południowej  12 kwietnia 1861. Wojna domowa kosztowała życie 620 tysięcy ludzi, może było ich nawet więcej. Mimo, że jej zakończenie wieńczyło zjednoczenie terytorium,  nadal podział na północ i południe znajduje swoje odzwierciedlenie w amerykańskiej mentalności, kulturze i polityce. Bardzo ciekawe jest rozważanie jak wyglądałyby Stany Zjednoczone gdyby wygrało południe. Czy konserwatywne światopoglądowo południe, z systemem ekonomicznym opierającym się na wielkich latyfundiach mogłoby zapewnić taką rolę jaką Stany obecnie wciąż mają w świecie i ich gospodarczą potęgę? Nigdy się nie dowiemy. Wygrał model kapitalizmu opartego na nowym przemyśle i liberalnych poglądach. Może właśnie ta wygrana dowodziła jego lepszej skuteczności i sprawności. Żołnierze południa byli przecież bardzo zaangażowani w sprawę, a jednak musieli ustąpić pola.

Ostatnim nieszczęśliwym aktem wojny był udany zamach na prezydenta Lincolna w 1865 r.

Od momentu zakończenia wojny secesyjnej, która rozstrzygnęła o dominującym modelu państwa, Stany Zjednoczone miały rozpocząć swój pochód w kierunku stania się jedną z największych światowych potęg. Nieźle jak na potomków uciekinierów.

Foto: https://www.flickr.com/photos/cgc76/