Recenzje

Robienie kaszanki kontra „Kevin sam w domu”

Odnoszę nieodparte wrażenie, że w zeszłym roku w pierwszy dzień świąt, kiedy kroiłam warzywa na sałatkę, to oglądałam „Jurassic Park 2”. W tym roku sytuacja się powtórzyła. Czyżby „Jurassic Park” wszedł na stałe do świątecznego repertuaru? Muszę monitorować tą sytuację.

Są żelazne pozycje w telewizji, które pojawiają się w tym czasie. Wszyscy o tym wiemy. „Kevin sam w domu” został wręcz sztandarem Bożego Narodzenia. Zakupy, telewizja. Telewizja i zakupy. O komercjalizacji Świąt Bożego Narodzenia powstały już stosy tekstów. To nie będzie jeden z nich.

To będzie tekst sentymentalny. Podróż do krainy dzieciństwa i opowieść o tym, co wynikało z konieczności samodzielnego przygotowywania świąt. Nie mam żadnych, najmniejszych nawet wątpliwości, że było to trzysta razy fajniejsze niż jakikolwiek „Kelvin sam w domu” czy „Jurassic Park 2”.

Mam te szczęście, że moje dzieciństwo jest w całokształcie wspomnieniem ciepłym i pozytywnym. Będąc jednocześnie wspomnieniem z czasów, w których podaż towarów wszelakich była mocno ograniczona – z zamierzchłych czasów tzw. komuny, podobno, szarych, burych i ogólnie be. Może dlatego, że dzieciństwo jest pełne barw i odkryć nie pamiętam tego jako życia w siermiężnym kołchozie. Święta Bożego Narodzenia, tak jak teraz, były również wtedy czasem obfitości. Wszyscy starali się żeby takim było. Z tą różnicą, że tą obfitość od początku do końca trzeba było sobie zorganizować samemu. W wielu domach służyła temu tzw.:

Ćwiartka świniaka

Ćwiartka lub połówka, w zależności od zasobności portfela czy liczebności rodziny. Ćwiartka przejeżdżała ze wsi w postaci poćwiartowanej. Największe wrażenie zawsze robiła na mnie cała noga, z racicą, która rodzice opalali nad gazem, żeby pozbyć się szczeciny czy coś w tym rodzaju. Ćwiartka zmieniała naszą małą kuchnię w sen szalonego karczmarza. Mięso było dosłownie wszędzie, rozparcelowane, czekające na swoją kolej. Wtedy rozpoczynało się wielkie robienie kaszanki. Uczestniczyła w nim cała rodzina. Gotowało się kaszę, wątróbkę i słoninę. Potem mama przygotowywała farsz z krwią, który za pomocą maszynki do mielenia mięsa z doczepianą specjalną końcówką, wtłaczało się do wnętrza kiszki. Było z tym co nie miara zabawy, ale trzeba było być ostrożnym, bo cienkie jelita łatwo było uszkodzić. Potem czekało się z niecierpliwością na pierwszą, ugotowaną kaszankę, która smakowała najlepiej ze wszystkich. Jeszcze ciepła dosłownie rozpływała się w ustach. U mnie w domu tradycyjną potrawą świąteczną była również czernina, inaczej czarna polewka. Zupa z krwi. Tradycyjna polska potrawa. Danie mojego dzieciństwa. W mojej opinii najlepsze na świcie. Czekałam na nią już w okresie przedświątecznym. Z tego co pamiętam ma ciemnobrązową barwę i wyjątkowy, bardzo wytrawny smak. Ne jadłam jej niestety od wielu lat. Teraz trudno o dobrą, świeżą krew.

Jednak nie wszystko można kupić

Okazuje się, że jednak nawet w naszych czasach uginających się od towarów półek, nie wszystko można kupić. Próbowałam zdobyć krew raz czy dwa, ale kończyło się porażką. Może też z powodu mojej, jakże dorosłej nieufności typu, a czy to badane, a czy na pewno świeże itp. Nie można też za żadne skarby kupić świątecznej atmosfery. Można zasypać domowników stosem prezentów i potraw, ale te dają tylko krótkotrwałą przyjemność. Świąteczna atmosfera to przyjazny klimat bycia razem. Jeżeli taki udaje się stworzyć to właśnie daje ciepłe, świąteczne wspomnienia. Nie pamiętam z dzieciństwa przecież jakie dostawałam prezenty na takie czy inne święta. Pamiętam natomiast wesołą pracę w kuchni w celu wyprodukowania kaszanki.

Nie znam wielu rzeczy, które integrują równie dobrze jak wspólne gotowanie. Na pewno wspólne zakupy nie są w stanie stworzyć takiego poczucia wspólnoty i klimatu jak gotowanie razem w pełnej gwaru kuchni. Świetne jest też wspólne śpiewanie kolęd. Nawet jeżeli nie jesteśmy mistrzami opery, to nie jest istotne jak się śpiewa tylko, że się śpiewa. Z moich doświadczeń wynika, że śpiewanie zawsze, nieodmiennie sprowadza radość.

Święta Bożego Narodzenia dają wiele okazji do pobycia razem – lepienie pierogów, robienie ciast, może jakieś spacery, może jakieś bałwany. „Kevin sam w domu”? Jaki „Kevin sam w domu”? 

Foto: Ken Douglas