Relacje

Szlachetne zdrowie czyli parę słów o wypieraniu, lekceważeniu i zaniedbaniu

„Szlachetne zdrowie nikt się nie dowie jako smakujesz nim się zepsujesz” jak pisał klasyk mowy polskiej. Niby wszyscy o tym wiemy. Truizmem jest wyrażenie, że najważniejsze jest zdrowie. Jednak na co dzień okazuje się, że temat nam umyka, machamy ręką, bo samo przejdzie i jakoś to będzie. Mamy przecież dużo pracy, dzieci, dom, rachunki, spotkania i trzysta ważniejszych spraw.

Pierwszy mechanizm – wyparcie.

Boli nerka, oko, wątroba, czy cokolwiek – eee tam taki ból, co to za ból. Nam nic nie jest. Zawsze byłem zdrowy jak koń, nie chodziłem do lekarza i ogólnie wspaniale. Mnie to nie dotyczy.

Drugi mechanizm – lekceważenie.

Dobrze, już przyznajemy, że coś jednak boli. Nie da się tego nie zauważyć i pominąć milczeniem, jednak to choroba. Co to jednak za choroba, trochę pobolewa, pewnie przejdzie samo. Rozwieje się z jesiennym wiatrem. Jestem supermenem i na pewno wyleczę się sam, samoczynnie, drogą cudu samouleczenia.

Trzeci mechanizm – zaniedbanie.

Dobrze, nie ma już wyjścia, idziemy do lekarza. Dostajemy leki, nawet kładziemy się do łóżka, przyjmujemy trzy pierwsze dawki, leżymy dwa dni, jest nam lepiej i wstajemy. Efekt jest taki , że niedoleczona choroba zmartwychwstaje po tygodniu. Gorzej, bywa że w ogóle nie stosujemy się do zaleceń lekarza i kompletnie lekceważymy wskazówki co do diety i innych tym podobnym środków, bo przecież mi nic nie jest.

Jestem mistrzynią w praktykowaniu tych wszystkich mechanizmów.

Od lat mam zdiagnozowaną astmę i od lat powtarzam wyżej opisany rytuał. Nie przyznaję się sama przed sobą, że jestem chora i co to właściwie za choroba, nie przesadzajmy, przecież tak naprawdę nic mi nie jest. Wynika to za pewne z braku akceptacji tego, że jestem przewlekle chora. Jak to w ogóle brzmi. Jestem przecież młoda, energiczna i to naprawdę nie pasuje do mojej wizji życia i mojej wizji siebie. Nie biorę więc leków, bo po co, astma to przecież nic wielkiego. W końcu jednak przychodzi moment, w którym to nic wielkiego, zlekceważone i zaniedbane pokazuje swoje możliwości. Po serii ataków czwarta rano, wypluwam płuca przez piętnaście minut, Matko Boska duszę się, czy powinnam wezwać pogotowie? Przychodzi refleksja, że muszę zacząć brać leki. I zaczynam. Biorę jakiś czas więc sytuacja się polepsza. Znowu nie jestem chora. E tam, czasem trochę pokasłuję, ale to przecież nic wielkiego. I znowu przestaję brać leki. Do następnego razu. Jest to działanie kompletnego idioty. Wiem, że jestem idiotką. Powinnam to sobie wypisać na czole, może wtedy pomoże. Tym razem obiecuję sobie jednak, że przestanę nią być. Będę się trzymać przypisanych leków, chodzić na kontrolę i w końcu zaakceptuję fakt, że jestem chora. Skoro mam wszystkie objawy choroby i zostało to potwierdzone przez lekarza, to znaczy, że najpewniej tak jest i nic na to nie poradzę.

Lekceważymy nasze ciało.

W tradycji europejskiej taki stosunek do ciała kulturowo uwarunkowany. Ciało przez długie wieki postrzegane było jako coś pośledniejszego, siedlisko grzechu, kajdany dla duszy itp. To jednak ciała noszą nas po świecie i dlatego trzeba odnosić się do nich ciepło i troskliwie. Zaprzyjaźnić się. Co roku dokonujemy obowiązkowych przeglądów naszych samochodów, nie mamy jednak takiego samego podejścia do ciała. Tymczasem raz do roku powinno się sprawdzić jego stan, kondycję , przynajmniej w podstawowym zakresie. To nie są wysokie koszty, a warto wiedzieć, czy nie trzeba czegoś ponaprawiać, żeby nasz organizm niósł nas lekko przez następne 100 000 mil.

Należy też bacznie przyglądać się lekarzom, u których w końcu lądujemy z wizytą. Nie można się czuć głupio, albo wstydzić się, że poprosimy o zlecenie badań lekarskich, jeżeli lekarz nie robi tego sam z siebie. To nie jest żaden wstyd. Znam przypadek kobiety, która „leczona” była ketonalem przez dwa tygodnie bez zbadania przyczyn bólu brzucha. Skończyło się to groźnymi dla życia powikłaniami zapalenia trzustki. Nasz system służby zdrowia przyznaje, jak dowiedziałam się od rodzinnego lekarza, pewną kwotę na każdego pacjenta. To tworzy daną pulę pieniędzy przypadającą na lekarza. Im mniej wyda on z tej puli, tym więcej zostanie dla niego. W jego interesie nie jest zatem przepisywanie dużej liczny badań. Jak w każdym zawodzie, mamy do czynienia z różnymi ludźmi, zależy na kogo się trafi. Skoro płacimy składki co miesiąc nie wahajmy się egzekwować skierowania na badania, kiedy jest to potrzebne. Z drugiej strony okazywanie, że my wiemy lepiej, a każdy lekarz to, co on tam wie…, również nie jest dobrym pomysłem. Lekceważenie wskazówek dotyczących leczenia to nie jest świadectwo wielkiego chojractwa tylko wielkiej głupoty. Widziałam w szpitalu ludzi z rakiem płuc, którzy chyłkiem wymykali się na papierosa, myśląc że oszukują personel medyczny. Mistrzowie kamuflażu z kroplówką przy boku. Nie szybciej od razu wyskoczyć oknem? Jeżeli masz wrzody żołądka to stosujesz określoną dietę i już, inaczej ci się pogorszy, jeżeli grozi ci zawał – rzucasz palenie bo nikotyna zwęża i tak już niedrożne tętnice, jeżeli masz astmę to bierzesz leki.

Nie bądźmy idiotami.

Kropka.

Zdjęcie: Snugg LePup