Już w pierwszym odcinku widzimy kadry z „Pulp fiction”, trudno zatem nie dostrzec inspiracji filmem Tarantino. W tym przypadku fabuła również skacze w czasie, co sprawia, że „Poker face” nie jest typowym serialem detektywistycznym. Zazwyczaj w tego typu produkcjach śledczy ma ma za zadanie rozwikłać zagadkę i dotrzeć do ukrytej prawdy. W „Poker face” nie ma żadnej tajemnicy, od samego początku wiemy kto zabił, a twórcy koncentrują się na sposobie w jaki główna bohaterka odkrywa karty zbrodni. Charlie nie jest typowym detektywem. Poznajemy ją w momencie kiedy to jeszcze pracuje w kasynie i jest całkiem zadowolona ze swojego życia. Charlie ma jednak bardzo silny kompas moralny, co niestety skutkuje kłopotami i życiowymi zawirowaniami. Posiada także niezwykły talent, jakim jest umiejętność bezbłędnego odczytywania, kiedy ludzie kłamią.
W opowieściach detektywistycznych takich jak „Poker face”, równie bardzo jak intrygę, kochamy z reguły postać detektywa. Począwszy od Sherlocka Holmesa, przez Herkulesa Poirot, Colombo, Kojaka, Mentalistę czy detektywa Monka, a nawet diabła Lucyfera, postaci detektywów zasiedlają naszą wyobraźnię. Dobra, ciekawa postać detektywa to więcej niż połowa sukcesu jego historii. Charlie jest bardzo dobrze wymyślona – lady Galahad z doskonałym wyczuciem prawdy. Jest też zdecydowanie osobą, która potrafi o siebie zadbać i doskonale zorientować się kto jest kim w jej otoczeniu. Natasha Lyonne jest w tej roli genialna, a charakterystyczna chrypka, która musi być kojarzona z ilością wypijanego piwa, dodaje postaci urody. Mogę mieć tylko nadzieję, że zostanie to docenione.
Jednak sama postać detektywa, bez ciekawych historii, nie wystarczy. W tym aspekcie jednak „Poker face” również nie zawodzi. Właściwie każdy odcinek to perełka. Dzięki nietuzinkowemu ujęciu i wskazaniu mordercy już na początku każdego odcinka, mamy okazję skoncentrować się na motywacjach zabójców. Niestety wszystkie są wiarygodne i obrazują przerażającą łatwość z jaką ludzie dopuszczają się zbrodni. Zbrodni dla pieniędzy, dla sławy, dla zemsty. Można by rzec, że to znane klisze, ale niestety są to klisze uniwersalne i chyba wiecznie żywe. Każdy z odcinków jest oddzielnym epizodem, które łączy postać głównej bohaterki. Ponadto w serialu pojawia się cały gwiazdozbiór aktorów, którzy partnerują Natashy Lyonne: Adrien Brody daje mistrzowskie przedstawienie już w pierwszy odcinku, podobnie Joseph Gordon – Levitt w dziewiątym. Jest też Ron Perlman, Simon Helberg, Ellen Barkin – wyjątkowa w roli Kathleen Townsend, Nick Nolte, Jameela Jamin etc. naprawdę trudno wymienić wszystkich. Uczciwie trzeba przyznać, że twórcy serialu starali się zapewnić wysoki poziom produkcji, co w mojej ocenie, wyszło im bardzo dobrze.
Warto też zwrócić uwagę na estetykę serialu, która bardzo przypadła mi do gustu. Ciepła paleta kolorów, nawiązania stylistyczne do lat 80 – tych, w tym fantastyczny, elektroniczny zegarek Charlie, świetne kostiumy. To kolejny powód, dla którego można odnieść wrażenie, że serial jest świetnie przygotowany, przemyślany i wykonany z troska o najmniejszy szczegół. Świadczy to jak najlepiej o twórcach i ich szacunku zarówno do własnej pracy, jak i do widza. Każda z historii jest intrygująca i zawiera błysk specyficznego, lekko absurdalnego humoru, który będzie odpowiadał wielbicielom 'Pulp fiction”. Bardzo dobra rozrywka. Polubiłam Charlie. Czekam na drugi sezon.