Dlaczego baśnie o czartach?
Z posiadanych przeze mnie w dzieciństwie zbiorów baśni, oprócz baśni Andersena, ten był najczęściej czytany. Może ze względu na barwne i zabawne ilustracje Jerzego Flisaka do wydania Naszej Księgarni z 1988 r., które oddziaływały silnie na dziecięcą wyobraźnię. Jak to o mnie świadczy, że właśnie legendy diabelskie czytałam z taką pasję, nie wiem, chyba to skłonność do ryzyka… ☺
Magia regionu
Kurpie są mi bliskie. Pochodzę z Podlasia, z regionu, który graniczy już z Kurpiowszczyną. Książka „Jak Boruta zakochał się w karczmarzowej córce” skłoniła mnie do poznawania legend i historii miejsca, z którego pochodzę, bardziej niż jakakolwiek lekcja w szkole o herbie i tradycjach „naszej małej ojczyzny”. Oczywiście, tu znowu zasługa rodziców, którzy zaopatrzyli mnie w tę książkę. Piszę o lekturach z dzieciństwa i coraz bardziej widzę jak w nienachalny i rozsądny sposób uczyli mnie świata. Dobrze byłoby, aby system edukacji w podobny sposób przekazywał dzieciom treści. Pamiętam jak nudziły mnie lekcje geografii o regionie, a przecież to de facto fantastyczny temat. Gdyby podawać go dzieciom na przykładzie starych podań, pełnych diabłów, strzyg, zamków, karczm i rycerzy, myślę, że dla wielu z nich mógłby stać się przygodą. Jak mawiał Pan Kleks – ja po prostu pootwieram im głowy i naleję do nich oleju. Może kiedyś odejdziemy od uczenia dzieci formułek w szkole i zaczniemy pokazywać im świat. Sądzę, że bez znajomości korzeni, tożsamość człowieka jest niepełna. Poza tym, wiele legend to nie tylko historie przygodowe, ale też baśnie, które odzwierciedlają mechanizmy ludzkiej psychiki. Opisują też czasami typowo polskie charaktery, z korzeniami szlacheckiej dumy rodowej. Na przykład jedna z moich ulubionych baśni zbioru to ta, w której szlachcic dostaje od diabła zadanie – wygra pieniądze, jeżeli całą noc będzie liczył talary od jednego do dziesięciu i od dziesięciu do jednego i ani razu się nie pomyli. Biesy z piekła kuszą go i przeszkadzają w dokonaniu tego dzieła, jednak nic nie jest w stanie wybić go z równowagi i stale odpowiada: „Mało widzę, mało słyszę, bom zajęty przeogromnie diable ogoniasty”, dopiero uwaga, że jego ojciec niedaleko pasa świnie, powoduje, że z szabelką wstaje od stołu i … traci duszę. Jakie to wspaniale polskie.
Świat, którego już nie ma
Baśnie i legendy kurpiowskie przenoszą w świat, w którym głównym siedliskiem człowieka była puszcza. Las stanowił wielkie, tajemnicze środowisko, większe i potężniejsze niż człowiek, który dostosowywał się do swojego otoczenia, nie dominował nad nim jak teraz. Puszcza jest terytorium diabłów i sił, nie z tego świata. Tajemnicze rejony pozaziemskie i świat ludzki przenikają się wzajemnie. Spotkania z czartami to zdarzenia codzienne. Kwiat paproci lśni w mroku puszczy jak diabelskie złoto, a na gościńcu można spotkać samego księcia diabłów – Borutę. Życie jest prostsze, ale też bardziej przesycone magią. Czarodziejskie moce mieszkają tuż obok. Dowiadujemy się, że na Łysej Górze nieopodal Łomży mieszkała wiedźma Jagata Brzuchata wraz ze swoją świtą. Na pewnej polanie jest studnia, która prowadzi do piekła. A zbóje w białych płaszczach z czarnymi krzyżami pochodzą od samego diabła. My, ludzie cywilizacji, oczywiście wiemy, że to nie diabelska orkiestra gra na bagnach, to tylko normalne, prozaiczne zjawiska naturalne. Może tamten świat też to wiedział, tylko w tych zjawiskach potrafił usłyszeć muzykę, dźwięk skrzypiec i bębny? Jeszcze jest czas, żeby wybrać się do lasu i posłuchać tej dziwnej muzyki.
Diabeł zabawny
Diabeł jest w baśniach przedstawiony żartobliwie, nigdy nie jest naprawdę groźny, sprawia wrażenie oswojonego. Momentami jest też bardzo ludzki. Taki wizerunek diabła częsty jest w przedstawieniach należących do tradycji ludowej. Z takim diabłem można być prawie zaprzyjaźnionym. Można go niemalże zaadoptować, a nawet pokonać, zwłaszcza, że w wielu przypadkach diabeł okazuje się niedojdą. Możliwe, że to była dodatkowa funkcja baśni tego typu – wzmacnianie wiary w to, że człowiek jest w stanie sobie poradzić sobie z siłami piekła. Chociażby dlatego warto po to książkę sięgnąć, nawet będąc już dorosłym. Ponadto to po prostu śmieszna książka. Pamiętajmy, że kiedy zobaczmy po drodze z Ostrołęki do Łomży człowieka ubranego z lekka staroświecko, który niesie na barana drugiego, odzianego z lekka po chłopsku, to będziemy wiedzieć, że to efekt przegranego przez Borutę łęczyckiego zakładu i niesie on teraz na barkach Borutę leśnego, bo diabły tego ostatniego dłużej tańczyły na głowach☺. Do dziś bawi mnie przegrana nadętego Boruty, pana na zamku w Łęczycy, zadufanego w sobie, ze zdroworozsądkowym Borutą z puszczy. Założyli się o to, który wykaże się większym dowcipem. Boruta leśny zaproponował, że wygra ten, którego diabły będą tańczyć dłużej na rogach. Ostatni diabeł Boruty łęczyckiego padł po kwadransie skakania na rogach. Diabły leśne usiadły razem w kucki, na rogatych głowach położyły podest, a na nim dwa diabły tańczyły oberka, jak można się domyślić, znacznie dłużej niż kwadrans. Na wszystko znajdzie się sposób. Tak przynajmniej wynika z bani i legend kurpiowskich.