Trzeba nam dać się ogarnąć wiośnie. W promieniach słońca znikną cienie i strachy. Trzeba nam zrzucić kurtki, ciężkie głowy i wyjść na świat, na powietrze, w zieleń.
Zielono będzie zaraz wszędzie. Wszędzie, wszystko, na raz. Pierwsze budzą się bzy, jeszcze w lutym nabrzmiewają pąki. Potem brzozy, lipa przy drodze, w końcu zaczyna ruszać jesion. Ostatnie są zawsze leniwe akacje. Jednak na pewno wiadomo, że jest już wiosna, kiedy zakwita mirabelka. Mirabelka w kwietnej szacie, biała, jakby każdego roku szła do pierwszej komunii.
Ten rok zapisany będzie jako rok wyjątkowej łaski, rok wczesnej, ciepłej wiosny, która wcześnie budzi ziemię do życia. Bardzo ciepły luty i marzec. Idealny parytet deszczu i słońca. Niezwykle wczesne rozpoczęcie sezonu, bo na dworze biesiadowaliśmy już pod koniec lutego, zapowiadać może rok obfitości. Nie sposób jednak nic przewidzieć, w zeszłym roku zaczynało się dobrze, a w czerwcu przymrozki uszkodziły rośliny. Pewna jest tylko śmierć i podatki.
Ogród uczy nas pokory, cierpliwości i akceptacji śmierci. Na razie jednak wiosenna eksplozja życia odradza nadzieję na lepsze jutro. Ptaki rozświetlają śpiewem teatr wiosny. Kos wczoraj wieczorem, za drogą, u sąsiada, tak nadawał, że było go słychać u nas po drugiej stronie domu, w sypialni. Zatem, „może jeszcze będzie przepięknie, może jeszcze będzie normalnie” i świat wyjdzie z obłędu, w który stoczył się po pandemii. Dlatego, jak co roku, niezrażona, odprawię rytuał pomidora i zaniosę sadzonki do szklarni, dla zahartowania, a po Zimnych Ogrodnikach i Zośce, wykopię dołki i delikatnie przeniosę je do gruntu, potem podleje obficie i będę patrzeć jak rosną, z tygodnia na tydzień, coraz większe i piękniejsze. Pomiodorowa apoteoza życia.
Jednak, tej wyjątkowej wiosny, chodząc od drzewa do drzewa, patrząc jak lilie wychodzą spod ziemi, muszę też prosić Niebiosa o pokój dla mojego domu, żeby wszystkie drogie Putiny, którym nie wystarczą ich własne pomidory, zostawiły nasze pomidory w spokoju. Taki mamy klimat. Zapytałam niedawno kierowcę w taksówce, czy boi się wojny. Powiedział, że boi się strasznie, ma dwójkę dzieci i nie wie jak z nimi będzie uciekał. Też się boję. Dobrze, że wiosna przyszła, taka ciepła i miła, to będzie nam lżej. Dlatego trzeba nam wyjść z domu, popatrzeć na świeżą, jaskrawą zieleń, to zawsze pomaga. Nie pozostaje nam nic innego jak tylko żyć i mieć nadzieję, nawet pakując plecaki taktyczne, zgodnie z zaleceniami RCB.