Ostatnimi czasy spotkałam się kilka razy z opinią, że Warszawa jest przytłaczająca. Tak się składa, że mieszkam tutaj większość swojego życia i powiem tyle, że rzeczywiście trudno się z tą opinią nie zgodzić. Warszawa jest przytłaczająca. Jest ciągłym, ruchomym zgiełkiem, ogarniętym obsesją szybkości. Poranne i popołudniowe korki. Dźwięki zirytowanych klaksonów. Tłumy ludzi wylewające się z przejść podziemnych. Duszny tłok komunikacji miejskiej w godzinach szczytu. Nocne niebo bez gwiazd.
Mimo wszystko jednak, niby przytłaczająca ale… Wczoraj zrobiłam sobie jesienny spacer trasą metro Wierzbno – metro Wilanowska. Od Polskiego Radia szłam w górę do Puławskiej, wzdłuż Malczewskiego. Pięknie się składa, że ulica noszącą nazwisko malarza jest wyjątkowo urokliwa. Przekraczając Aleję Niepodległości wchodzi się z kwartał zamieszkany przez domy jednorodzinne. Zdarza się w Warszawie, wcale nierzadko, że typowo miejska architektura wysokich budowli publicznych i mieszkaniowych, przechodzi, zupełnie niespodziewanie w rejony, które wydają się być enklawami ciszy, przypominającymi małe miasteczka. Tak jest właśnie w tym przypadku. Ruch jest tutaj niewielki, zgiełk Alei Niepodległości zostaje za placami i wkracza się jakby w inny świat. Pod starymi drzewami leżą mokre liście i nie czuje się spalin, tylko charakterystyczny zapach jesieni. Nieliczni mieszkańcy przemykają nieśpiesznie to tu, to tam, pod latarniami. Można skręcić w boczne uliczki i poszwendać się trochę rozkoszując ciszą zanim dojdzie się do Puławskiej. Puławska na wysokości Królikarni wygląda ładnie w wieczornej szacie. Nie jest to najbardziej atrakcyjna ulica miasta, mimo to przedstawia się ciekawie. Lubię budynek Komendy Głównej Policji, dyskretnie podświetlony i szpaler drzew od strony Królikarni. Nowy biurowiec tuż przy metrze Wilanowska, u szczytu Puławskiej, stanowi świetne zwieńczenie arterii, podobnie jak galeria handlowa po drugiej stronie, przy Placu Unii Lubelskiej, która kompozycyjnie „domknęła” tamtą przestrzeń. Mam wrażenie, że nie są to niestety intencjonalnie wykonane budynki, w imię dobra urbanistyki, bo w tym zakresie mamy w Polsce duże braki, ale w tym wypadku się udało. Wbrew pozorom, bo generalnie chyba wciąż Warszawa ma opinię niezbyt urodziwego miasta, takich miejsc jest tutaj bardzo dużo. Trzeba tylko dobrze się rozejrzeć i je dostrzec.
Tak sobie myślę – mamy chyba takie zbiorowe przeświadczenie, że żeby coś zobaczyć, koniecznie trzeba jechać na drugi koniec świata, a przynajmniej do Barcelony. Tymczasem, ja nie znam dobrze miasta, w którym żyję naście już lat. W niektórych miejscach nawet nigdy nie byłam np. na Tarchominie, na Bemowie znam może ze trzy ulice. Tymczasem miejskie spacery są na wyciągnięcie ręki. Blisko mam Wilanów, gdzie rozrosły się, zupełnie nieznane mi osiedla, ciekawi mnie stara i nowsza trochę Wola. Zostało jeszcze tyle do zobaczenia. I zapewne nadal narzekać będę na przytłaczający zgiełk tego betonowego molocha, ale pamiętając też o jego drugiej, powabnej stronie. Będę czerpać bardziej świadomie z możliwości jakie mi daje. Szczęśliwie z biegiem lat widzę, że widzę coraz więcej, a nie coraz mniej i z tą optyką, tym bardziej, zostać można miejskim turystą, dopóki jest jeszcze trochę czasu. Warszawa zyskuje kiedy bliżej się ją pozna.