Zbliża się rocznica inwazji Rosji na Ukrainę. Wciąż jednak mam nadzieję, że luty nie stanie się datą początkową kolejnej, wielkiej wojny światowej. Jednak coraz trudniej się tym nie martwić, widząc jak ten obłęd zatacza coraz większe kręgi. Pogoda postanowiła podkręcić klimat grozy i zmieniła się w scenerię jak z legendy o Królu Olch. Między podmuchami wiatru zdawać się może, że słychać wołanie:
„Chodź do mnie, mój chłopcze, dopóki masz porę.
Gdy chętnie nie przyjdziesz, toć gwałtem zabiorę.”
„Mój ojcze, mój ojcze! Ratujcie dziecinę!
Król olszyn mię dusi… mnie słabo… ja ginę…”[1]
Ballada Goethego inspirowana była skandynawskim folklorem, w którym występuje córka Króla Elfów, swoim wołaniem sprowadzająca wędrowców na manowce. Pojawienie się elfa w tradycji niemieckiej zapowiadało śmierć. Król Olch to postać, która czai się za rogiem, żeby zabrać nam wszystko, co kochamy. Ręce ducha wyciągają się spośród olszynowych gałęzi, sięgają coraz dalej, nic się przed nimi nie ukryje. Korony drzew kołyszą się na wietrze. Chmury przetaczają się jak wojska, nad światem. Zimny deszcz uderza do okien.
Wyszłam na pole. Poszłam za stodołę w największe cienie. Nie widziałam żadnych widm i zjaw. Zostawiły nas w spokoju. Jedyny Król Olch jakiego można spotkać istnieje naprawdę. Ludzie, celowo działający na szkodę bliźnich są straszniejsi niż jakiekolwiek legendy.
Na szczęście, wiatr ucichł we wtorek. Pochowane koty podwórkowe wyszły ze swoich kryjówek. Pod czereśniami wschodzą przebiśniegi. Czasem pojawiają się przebłyski słońca. Rano obudziły mnie wracające z ciepłych krajów gęsi. Wiewiórka zbiera materiał na gniazdo. Będą nowe wiewiórki. Róża nieśmiało wypuszcza pierwsze listki. I znowu łatwiej mieć nadzieję, witając się z wiosną. Luty nigdy nie będzie należał do Króla Olch, całkowicie.
[1] „Król olch” J.W. Goethe
obraz przewodni: Stanisław Masłowski „Wschód księżyca” fragm.