Recenzje, Relacje

Morderstwo w wyższych sferach na ekranie TV

Skuszona Złotym globem, obejrzałam „Biały Lotos”. Ostatnimi czasy mamy trochę produkcji opartych na schemacie morderstwa popełnionego w wyższych sferach. „Biały Lotos” jest jedną z nich. Oczywistym pierwowzorem historii w tym stylu są książki Agathy Christie. Sławny Hercules Poirot rozwiązywał zagadki kryminalne, w przypadku których miejscem zbrodni były z reguły ekskluzywne rezydencje, względnie pociągi i statki klasy premium. Akcja „Białego Lotosu” rozgrywa się w pięciogwiazdkowym hotelu. W pierwszym sezonie odwiedzamy Hawaje, w drugim Sycylię, a bohaterowie tej tragikomedii to ludzie majętni, podobnie jak u Agahty Christie. Okazuje się, że bogactwo i wysoki status społeczny nie chronią przed ułomnościami ludzkiego ducha, w tym prowadzącymi do zbrodni. W prozie Agaty Christie motywacją jej popełnienia, z reguły była chciwość, ale też miłość pchająca kochanków w szpony szaleństwa.

Nie inaczej jest w przypadku współczesnych produkcji opartych na schemacie morderstwa w wyższych sferach. Tak jest w przypadku obu części nowego Herculesa Poirot w znakomitej wersji Kennetha Brangha. Jestem wielbicielem tej interpretacji klasyki Agathy Christie, mimo sentymentu do serialu ze wspaniałą rolą Davida Sucheta. Dużym sukcesem okazały się też oba filmy z serii „Na noże”, które również wykorzystują schemat morderstwa w wyższych sferach, a detektyw, w którego wciela się Daniel Craig jest wyraźnie w typie Harculesa, co zdradzają dziwactwa i drobne manieryzmy. Zresztą, najsławniejszy detektyw wszechczasów – Sherlock Holmes to także ekscentryczny geniusz. Lubimy ekscentrycznych geniuszy w filmach, może dlatego m.in., że nie musimy z nimi żyć na co dzień. Lubimy też najwyraźniej podglądać życie bogaczy. Może dlatego, że zaglądanie w życie sfer świetnie sytuowanych, jest trochę jak podglądanie przedstawienia, na które nie udało nam się zdobyć biletu. W dodatku scenografia zawsze jest atrakcyjna: Orient Express, wycieczkowiec na Nilu, szklana willa na prywatnej wyspie, posiadłość z pięknym ogrodem. I w tych pięknych okolicznościach, w świecie, w którym wydaje się nie brakować niczego, pojawia się największy z możliwych dramatów – zbrodnia. Rysa w krainie szczęśliwości obnaża, że mamy do czynienia tylko z pozorem szczęścia. „Biały Lotus” świetnie obrazuje maksymę, zgodnie z którą pieniądze szczęścia nie dają. Z drugiej strony, równie dobrze obrazuje też, że jednak  łatwiej być nieszczęśliwym w luksusowym hotelu niż mikrokawalerce. Nie zmienia to faktu, że lepiej czujemy się widząc, że nawet piękni i bogaci są odpowiedzialni za swoje szczęście i muszą zbudować je sami, jak każdy inny śmiertelnik. To właśnie próbuje powiedzieć swojej młodziutkiej synowej bogata teściowa, mówiąc: „Bądź szczęśliwa!”, korzystaj z tego co masz, bo nie każdy może przeżywać kryzys tożsamości sącząc drinki w wypasionym apartamencie.

Wielką zaletą schematu morderstwa w wyższych sferach jest też to, że najważniejsza jest tutaj intryga. Przez cały czas mamy się zastanawiać kto zabił oraz nad tym, jakie są motywacje postaci, podejrzewać jednego albo drugiego, szukać poszlak i wskazówek. Lubię prozę Agathy Christie za jej wiarygodne i zgrabne rozwiązania skomplikowanych zagadek. Nie ma tutaj miejsca na niepotrzebne epatowanie brutalnością i kopniaki z półobrotu, a produkcje tego rodzaju i tak trzymają w napięciu. Jest jednak ważny element, który odróżnia starą, dobra Agathę Christie od współczesnych produkcji. Książki mistrzyni kryminału owszem pokazują, że osoby z tzw. sfer wyższych popełniają błędy i nie są wolne od żądz, nie stanowi to jednak podstawy do kwestionowania tej klasy społecznej jako całości. Tymczasem „Na noże” bardziej subtelnie, a „Biały Lotos” bezpośrednio, każą się zastanowić nad moralnymi kwalifikacjami klasy bogaczy do pełnienia wiodącej roli w społeczeństwie. Bogacze in genere jawią się jako osoby silnie zaburzone, gnuśne, myślące tylko o sobie i krótkowzroczne, które wykorzystują pieniądze do manipulowania ludźmi gorzej uposażonymi. Zgodnie z doktryną konserwatyzmu, bogactwo powinno zobowiązywać do wspierania ludzi, którym los rozdał gorsze karty, a władza jaką dają wiąże się z odpowiedzialnością za świat, w którym żyjemy. Czy cokolwiek zostało jeszcze z tego sposobu myślenia jeżeli akcje charytatywne stają się coraz bardziej forma rozrywki dla bogatych, a fundacje to idealna formuła dla żon zabijających czas? Współczesny schemat morderstwa w wyższych sferach stawia wyraźnie tego typu pytania i zastanawiam się czy pointa „Glass onion” nie powinna choć trcohę uświadomić elitom, że jeżeli nie zmienią kierunku, to jak uczy historia, taki właśnie może być ich koniec.