Letni deszcz jak błogosławieństwo. Rośliny przytłoczone upałem, odżywają. Wydaje się, że wyraźnie urosły tej nocy. Oddychają wilgocią, kwitną, cieszą się, rozdają obfitość zieleni.
Krople na srebrnych liściach szałwi. Krople spadają z gałęzi czereśni. Gorąca ziemia paruje. Woda rozprasza się w powietrzu tworząc przymgloną szarość. Piękny dzień. Trzeba świętować.
Deszcz przestał być oczywisty. Kolejny rok jest tak suchy, że maślaki pod sosnami nie chcą rosnąć, trawa staje się żółta, kosiarki nie chodzą, bo nie ma czego ciąć.
Każdy deszcz jest świętem. Nie trzeba podlewać wieczorem, można odpocząć. Podlewanie zapewnia roślinom przetrwanie, ale tylko prawdziwy deszcz pozwala na pełny rozwój. Bez deszczu są przytłumione, jakby schowane, rosną, owszem, ale mniej. Jak ludzie bez dobrego słowa. Od zawsze deszcze oznaczał przychylność niebios. Dzisiejszej nocy niebiosa były łaskawe.
Ślimaki winniczki to wiedzą. Celebrują deszcz, rozsiadając się w doniczkach z pomidorami. Ptaki to wiedzą. Śpiewają wszystkie na raz, na cały głos. Nawet ludzie zaczynają przypominać sobie, że to wiedzą. Widziałam w telewizorze jak pani od pogody poprawiała prezentera, wskazując, że deszcz to nie jest zła pogoda. Potrzebujemy każdego deszczu, który nie jest powodzią, w naszym ubogim hydrologicznie kraju.
Byliśmy niedawno nad Bugiem. Poziom wody tak niski, że widać ubóstwo na pierwszy rzut oka. Susza w tym roku objęła właściwie wszystkie województwa. Nikogo już chyba nie dziwią ograniczenia w dostępie do wody ogłaszane latem. Gdyby nie studnia, nie byłabym w stanie uprawiać żadnych warzyw. Struga, w której pływałam będąc dzieckiem, jest ledwo widoczna. Wysuszyliśmy bagna i mokradła, zabetonowaliśmy rzeki, teraz trzeba to odkręcić. Chyba nawet studnia nie pomoże, jeżeli nie będzie padać dwa miesiące. Cieszmy się deszczem, dopóki jest, tak szybko odchodzi, jeszcze tylko jutro ma padać.