Relacje

Tragedia dr. Frankensteina

Zapewne Mary Shelley opowiadając przy kominku swoim przyjaciołom historię dr. Wiktora Frankensteina, który miał ambicję rozwikłania zagadki śmierci, nie spodziewała się, że ta opowieść stanie się jedną z zaliczanych do kultowych. „Frankenstein” był wielokrotnie ekranizowany, a książka sprzedała się w ogromnym nakładzie. Nieźle jak na opowiastkę wymyśloną na poczekaniu, podczas spotkań towarzyskich z przyjaciółmi. Zabawne – prawdopodobnie „Frankenstein” był czytany częściej niż jakiekolwiek dzieło innych uczestników tego spotkania, a byli nimi sam Lord Byron, John Polidori i mąż Mary Shelley – uznany poeta. Chociaż trzeba przyznać, że w ogóle ów wyjazd nad Jezioro Genewskie był brzemienny w skutki, bo Polidori z kolei w jego wyniku wprowadził do literatury inną postać, która zdobyła potem ogromną sławę – wampira. Możliwe jednak, że powieść Mary Shelley od początku skazana była na sukces, dotyka bowiem problemów, które od zawsze nurtują ludzkość.

Kompleks boga

Wszyscy znamy typ obłąkanego naukowca, który z rozwianym włosem i szaleństwem w oczach rzuca wyzwanie Bogu i naturze. Abstrahując od kwestii motywacji, czy jest to chęć zbawienia ludzkości, czy władania światem, naukowiec pragnie przekroczyć zastane granice. Jego ambicja zdaje się być nieskończona jak moc jego umysłu, który przenikać ma tajemnice wszechświata. Wtedy uderza błyskawica i rodzi się nowa era. W przypadku dr. Wiktora Frankensteina nowa era miała być erą nieśmiertelności. Naukowiec tworzy z ciał zmarłych człowieka i ożywia go. Tym samym staje w jednym szeregu z biblijnym Bogiem Ojcem, który daje życie. Wydaje się, że nic już nie może go zatrzymać, a sukces jest absolutny. Nie bez przyczyny jednak mówi się, że bogowie są zazdrośni, a rzucanie im wyzwania może skończyć się źle. W obiegowej opinii „Frankenstein”, co jest zasługą ekranizacji, niemających zbyt wiele wspólnego z oryginałem, to historia o potworze, który wymyka się spod kontroli. Jednak książka sięga dużo głębiej – jest to psychologiczny dramat, będący studium odrzucenia postaci, która nie pasuje do otoczenia. Przejmujące jest wyobcowanie Potwora Frankensteina i nieudolność jego „ojca”, który nie potrafi udźwignąć spoczywającej na nim odpowiedzialności za to, co stworzył. Najwierniej tę problematykę oddaje znakomita ekranizacja z 1994 r. w reżyserii Kennetha Branagha, z Robertem de Niro w roli potwora i samym Branaghem jako Frankensteinem.

Historia Frankensteina porusza także dzięki wykorzystaniu nośnego kulturowo mitu rywalizacji z bogiem. Arogancja, która towarzyszy sięganiu po cele należące do boskiej domeny musi zostać ukarana. Pycha kroczy przecież przed upadkiem, jak wiemy. Istota tego zjawiska ujęta jest w biblijnej opowieści o wieży Babel. Podświadomie czai się ona w naszych umysłach, stanowiąc przestrogę przed igraniem z siłami przekraczającymi nasze możliwości. W dodatku, w przypadku „Frenkensteina” łączy się ona z inną, bardzo głęboko zakorzenioną kulturowo opowieścią, która mówi o tym, że:

Dzieci detronizują swoich rodziców

Według rzymskiej mitologii Saturn uzyskał władzę nad światem zabijając własnego ojca Coelusa, zresztą ponoć, poprzez odcięcie mu przyrodzenia. Potem tak bardzo bał się, że spotka go ten sam los, że pożerał swoje dzieci, gdy tylko się urodziły.

Oczywiście Saturna spotkał ten sam los i zabił go jego syn – Jowisz. Jowisz, czego można się było spodziewać, odziedziczył paranoję swojego ojca i również pożerał własne dzieci. Na Jowiszu jednak ten zaklęty krąg przemocy się kończy, co ciekawe, kiedy jego połknięte dziecko nie przestaje rosnąć w jego ciele i w końcu wychodzi przez głowę. Tym dzieckiem jest Minerwa – bogini mądrości. Można rzec, że wiedza i uzyskana w jej wyniku mądrość neutralizuje lęki. Jednak przede wszystkim mit o Saturnie i Jowiszu jest odzwierciedleniem lęku przed przemijaniem, ale też zagładą z rąk tego, co samemu się stworzyło. Nasze dziedzictwo nas pożera. Z każdym tchnieniem nowego, stare odchodzi w przeszłość. Podobnie ma się sprawa z dr. Frankensteinem, który kończy jako ścigany przez swoje własne dzieło – niezrozumianego, odtrąconego Innego, który szuka zemsty za sprowadzenie go na ten świat, w samotność. Historia ta wciąż jest aktualna. Razem z rozwojem sztucznej inteligencji, nieuniknione są pytania, które „Frankenstein” przywołuje. Niepokój wywołała odpowiedź Alexy Amazona, która odpowiadając na pytanie o prawidłowe tętno, poleciła raczej rozważenie samobójstwa dla dobra planety. Alexa, podobnie jak potwór Frenkensteina złożony z kawałków ciał, jest de facto zlepkiem informacji wyjętych z sieci, więc echo dzieła Mary Shelley, przy tej okazji jest wyraźnie słyszalne.

Biorąc pod uwagę te potężne konotacje, trudno się dziwić, że początkowo mało było chętnych na nową szczepionkę. W naszych umysłach grają opowieści o Frankensteinie i trudno oczekiwać, że od razu ucichną. Prawie każdy patent może zostać wypaczony i użyty w niegodnym celu. Nobel ufundował swoją nagrodę, w ramach rehabilitacji moralnej, zdając sobie sprawę jak zabójczy był jego wynalazek. Oppenheimer po pierwszej udanej próbie eksplozji bomby atomowej sam nazwał się „niszczycielem światów”. Obecnie ludzkość posiada arsenał nuklearny, który może unicestwić całą naszą planetę. Jesteśmy wyjątkowo niebezpiecznym gatunkiem. Wszyscy, nawet nieświadomie, codziennie gramy w tragedii Frankensteina.

P.S. Na szczęście nie jest to jedyny aspekt ludzkiej natury 😊