Recenzje, Relacje

„Agatha all along” to świetna rozrywka, ale…

„Agatha all along” zawojowała gusta widzów do tego stopnia, że rozważana jest kontynuacja serialu, mimo tego, że miał być on z założenia jednosezonowy. Trudno się dziwić. Ten serial działał na mnie hipnotyzująco. Produkcja oferuje kawał znakomitej rozrywki, a każdy odcinek jest niespodzianką. Wszystko prezentuje się wspaniale: intrygująca fabuła, fajnie skonstruowane postaci, magia, zagadka, akcja i fantastyczna oprawa wizualna. Jednak jest też pewne „ale”. To „ale” niepokoi mnie już od jakiegoś czasu, nie tylko w kontekście tego serialu, niepokoi mnie ogólnie, a nawet egzystencjalnie. Tym „ale” jest atrakcyjność zła.

Tytułowa Agatha jest wiedźmą, której początki sięgają osławionego Salem. Sama chełpi się tym, że była pierwowzorem Złej Wiedźmy z „Czarnoksiężnika z Krainy Oz”. „Czarnoksiężnik z Krainy Oz” jest zresztą oczywistą inspiracją dla komiksu i serialu. Przypomnę tylko, że Zła Wiedźma, w książce, jest postacią do szpiku kości negatywną. Tak negatywną, że po jej śmierci cały Szmaragdowy Gród świętował zniszczenie najstraszniejszego zła w Krainie Oz. Jednak serialowa Agatha jest dumna z takiego skojarzenia. Najwyraźniej wystarczy jej sława, nie musi być to dobra sława. Podobną logiką kierują się patostreamerzy. W ten sposób zło rozmywa się i przestaje być jednoznacznie negatywne. I tak, można nawet podpalić bezdomnego człowieka i uzyskać z tego tytułu tysiące bezcennych lajków. Agatha lubi to…

Agatha jest bezlitosnym mordercą i Agatha nie ma z tym problemu. Najgorsze jest to, że my, widzowie, również nie mamy z tym problemu. Wręcz przeciwnie: kochamy Agathę. Agatha jest atrakcyjna, urodziwa w intrygujący sposób, pewna siebie i charyzmatyczna, w dodatku świetnie śpiewa. Istna gwiazda rocka. Przyciąga nas jak magnes, pokazując, że zło może być atrakcyjne i nigdy nie jest jednoznacznie złe, ponieważ Agatha ma swoje powody. W ten sposób uchyla się furtkę, za którą jest przyzwolenie na zło. Fajnie ogląda się ten serial, ale nie chciałabym spotkać Agathy na swojej drodze.

Agatha, jako się rzekło, ma powody. Trudno uznać jej dzieciństwo za szczęśliwe, życie jej nie oszczędzało. Jednak warto zaznaczyć, że życie mało kogo oszczędza. Kryzys może pomóc zbudować się od nowa, może też dokonać nieodwracalnych zniszczeń. Są ludzie, którzy po tzw. przejściach, stają się bardziej empatyczni i wyrozumiali względem swoich bliźnich, inni jednak utwardzają się, stając się najgorszą wersją samych siebie. Agatha należy do tego drugiego rodzaju. Jest niestety przykładem źle przeżytej traumy, z motywem przewodnim: skoro los mnie pokaleczył, ja pokaleczę innych ludzi. Doznane krzywdy stają się usprawiedliwieniem dla zadawania bólu. Są momenty, w których spod skorupy bezwzględności wygląda inna Agatha, ocierająca się nawet o czułość, ale za chwilę Agatha otrzepuje się i idzie dalej „down, down, down this road, down the witches road”. Jestem głęboko przekonana, że nie jest to właściwa droga.

Dlatego, niepokoi mnie to, że tak dobrze bawiłam się oglądając serial. Niepokoi mnie ukazywanie złych ludzi jako atrakcyjnych, zwłaszcza, że jest tego coraz więcej. Seriale dokumentalne o psychopatycznych mordercach, czy inne sexy Dextery, są bardzo popularne. Warto jednak zawsze pamiętać, że mieszkańcy Krainy Oz nie cieszyli sią bez powodu, kiedy Zła Wiedźma zginęła. To była radość ludzi udręczonych terrorem, radość jeńca obozu koncentracyjnego, kiedy otwierają się drzwi.