I już po ostatniej części „Hobbita”. „Bitwa pięciu armii” rozegrała się na moich oczach wczoraj wieczorem. Nie będę jednak pisać recenzji, ponieważ jest ich w sieci od groma i ciut ciut. Zamiast recenzji proponuję zajrzeć za kulisy powstawania filmu i przedstawiam subiektywny wybór tego, co zrobiło na mnie największe wrażenie w tym zakresie.
Filmowa fabryka
„Hobbit” podobnie jak „Władca pierścieni” kręcony był w Nowej Zelandii. Po pracy nad „Władcą pierścieni” pozostały ogromne hale produkcyjne, które mogą by wykorzystywane do pracy nad innymi filmami. „Władca pierścieni” pod wieloma względami był produkcją przełomową. Niezbyt znany reżyser Peter Jacskon, przyszedł do wytwórni Warner Bros. z gotowym scenariuszem i nietypowym pomysłem – podzielenia filmu na dwie części, czyli de facto wpuszczenia do kin filmu w odcinkach. Zdawał sobie sprawę z tego jak szalony jest to pomysł i jak małe są szanse przekonania wytwórni do podjęcia tak dużego ryzyka. Szczęśliwie dla nas wszystkich, ludzie Warner Bros. dostrzegli w tej wizji potencjał i poszli na całość – czyli produkcję nie dwóch a trzech filmów. Dzięki temu w nowej Zelandii powstała gigantyczna, filmowa fabryka z halami produkcyjnymi zajmującymi ogromny obszar, która zatrudnia rzesze pracowników. Zdjęcia do „Hobbita” kręcono w sześciu takich halach.
Powstało de facto całe, oddzielne przedsiębiorstwo, które zostało wykorzystane później przy tworzeniu „Hobbita”. „Hobbit” korzystał z dekoracji do „Władcy pierścieni”. Odtworzono całe wnętrza domów np. hobbickiej nory czy Rivendell albo korytarze w górze goblinów, gdzie Bilbo spotyka Golluma. To ogromne plany zdjęciowe, które robią wrażenie.
Funkcjonowanie takiego przedsiębiorstwa przekłada się zapewne na nowe miejsca pracy i wzrost dochodów okolicznej ludności. Ta gigantyczna machina filmowa nie żyje przecież w pustce – musi coś jeść, gdzieś się ubierać i w przerwach prowadzić jednak jakieś życie. Jeżeli prace nad filmem trwają długo to tworzy się całe środowisko wokół takiego przedsięwzięcia. Nie dziwne jest zatem, ze Nowa Zelandia z otwartymi ramionami witała po raz kolejny ekipę filmową na swej ziemi. Dzięki temu jest zapewne jeszcze trochę bogatsza niż i tak już jest.
Rzemiosło
Najbardziej urzeka mnie w tej filmowej fabryce rzemiosło. Jestem sentymentalna więc boleję nad wymieraniem tradycyjnych, rzemieślniczych zawodów, a zajrzenie za kulisy produkcji „Hobbita” uświadomiło mi, że one jednak nie wymarły. Po prostu gdzie indziej się przenoszą. W tym wypadku na plan filmowy. Filmowa fabryka „Hobbit” obejmuje rzemieślnicze manufaktury, w których ręcznie robione są peruki, szyte kostiumy, produkowana broń, wyposażenie wnętrz, a nawet pojazdy. Tworzony jest tolkienowski świat i całe jego bogactwo.
Jeżeli przyjrzycie się chociażby kostiumom do „Hobbita” to okazuje się, że są one przykładem maestrii wykonania. Stroje to zrobione z przepięknych materiałów świetnej jakości, znakomicie uszyte dzieła sztuki krawieckiej. Dlatego m.in. widziany na ekranie świat jest tak bardzo przekonujący. Nawet serwetka, którą Biblo znajduje na podłodze w Bag End jest perfekcyjnie wykonana, z celowo lekko nierównym ściegiem inicjałów BB – widać, że to ręczna robota.
Całość dekoracji zrobiona jest równie perfekcyjnie. Na przykład peruki wykonane zostały z prawdziwych włosów – to jeden z elementów, dzięki którym postaci zyskują wiarygodność. Podobnie jest z bronią, zbrojami, uprzężą dla koni, przedmiotami codziennego użytku. To wszystko zostało zaprojektowane i wykonane na potrzeby filmu. Rzemiosło
w najlepszej swojej formie.
Aktorzy
Oglądając relacje z pracy nad „Hobbitem” okazało się dla mnie ogromnym zaskoczeniem jak bardzo charakteryzacja, w tym przypadku, była w stanie zmienić ludzi. Zazwyczaj jednak da się rozpoznać rysy twarzy aktora, który gra daną postać. Tutaj charakteryzacja jest tak daleko idąca, że oryginale rysy twarzy często znikają – tak jest z większością krasnoludów. Te wszystkie barwne postaci, które oglądamy na ekranie, poza nim stają się bardzo zwyczajnymi ludźmi, którzy wygłupiają się, jeżdżą na deskorolkach i noszą workowate ubrania. Są niemalże nie do poznania.
Bycie aktorem kojarzy się nam ze splendorem i pozami na czerwonym dywanie. Jest to jednak zawód, który wymaga wiele pracy, cierpliwości i wyrzeczeń. Zdjęcia do „Hobbita” trwały prawie dwa lata. To są lata spędzone na planie filmowym, z dala od domu. Przedzierżgnięcie się w postaci tak fantastyczne jak krasnoludy to godziny cierpliwego siedzenia podczas charakteryzacji. Kręcenie takich scen jak scena z beczkami, które spływają w dół rzeki, wymaga niezłej kondycji fizycznej, podobnie jak bieganie w pełnym rynsztunku po zboczach pagórków.
Plenery
Last but not least. Bez krajobrazów Nowej Zelandii nie byłoby ani „Władcy Pierścieni” ani „Hobbita. Są jak stworzone by zostać planem filmowym filmu fantasy. Zdjęcia należą niewątpliwie do najmocniejszych stron tych filmów. Jaki jest koń każdy widzi wiec nie będę się nad tym przesadnie rozwodzić i zamiast tego wstawię ilustrację.
Kiedy zajrzy się za kulisy przedsięwzięcia takiego jak „Hobbit” i zobaczy jak wiele pracy oraz elementów musiało zostać skoordynowanych, by powstał finalny efekt, który widzimy na ekranie, trochę mniej człowiek skłania się do krytyki typu – a tu znajdę jakieś niedociągnięcie, a obraz trochę nie taki, a trochę nie śmaki. Przede wszystkim natomiast zostaje szacunek dla ludzi, którzy byli w stanie wszystko to ogarnąć i zamienić w sprawnie funkcjonując maszynę, która daje bardzo dobry film. Szacunek dla umiejętności i zaangażowania ciężko pracujących ludzi z fabryki snów.