We wrześniu zwyczajowo wraca się myślami do „Władcy pierścieni”. To właśnie w tym czasie zaczyna się wielka przygoda, która zafascynowała miliony czytelników i widzów na całym świecie. Pierwszy rozdział „Wyprawy” koncentruje się na przyjęciu urodzinowym Bilba, które okazuje się być także przyjęciem pożegnalnym. Bilbo obchodził urodziny 22 września, podobnie zresztą Frodo. W dniu swojego powtórnego, jakże spektakularnego zniknięcia, Bilbo kończył 111 lat. W tym samym czasie Frodo dobijał do wieku 33 lat, wieku który tradycyjnie uważany był przez hobbitów za granicę dorosłości. De facto Frodo obchodził więc wtedy 18 – stkę.
Pamiętny wrzesień wielkiego, urodzinowego przyjęcia Bilba był wyjątkowo piękny. Bilbo nie oszczędzał na wydatkach. W organizację imprezy zaangażowani zostali wszyscy kucharze i restauratorzy z całej okolicy. Urodzinowe prezenty zostały zamówione u najlepszych rzemieślników – krasnoludów spod Samotnej Góry. Hobbici wręczali z okazji swoich urodzin prezenty rodzinie i znajomym. Zazwyczaj były to „niekosztowne drobiazgi”, ale ostatnie przyjęcie urodzinowe Bilba nawet pod tym względem było wyjątkowe: „Hobbickie dzieci tak się cieszyły, że na chwilę zapomniały nawet o jedzeniu. W życiu nie widziały podobnych zabawek, bo wszystkie były piękne, a niektóre też bez wątpienia czarodziejskie.”. jak wiemy, bilbo rozdawał cały ten ogrom prezentów także po to, by wśród nich ukryć jeden, najważniejszy prezent, który miał trafić w ręce Froda – najpotężniejszy pierścień władzy, jaki istniał w całym Śródziemiu. Gdyby nie Gandalf, nawet mimo tych wszystkich zabiegów, oddanie pierścienia nie byłoby możliwe. Bilbo i tak posiadał ogromną siłę woli, skoro potrafił przy tym pomyśleć. Trzeba pamiętać, że posiadał pierścień przez sześćdziesiąt lat i tylko jego rzadkie używanie uchroniło go przed kompletnym opętaniem. Tylko dlatego mógł wyruszyć prosto we wrześniową, pogodną noc, żeby raz jeszcze zobaczyć góry.
Wyprawa Froda i przyjaciół zaczyna się również we wrześniu. Wyruszają jednak w innej atmosferze niż Bilbo siedemnaście lat wcześniej. Bez fajerwerków i urodzinowych przyjęć. Ciąży nad nimi cień pierścienia, cień Mordoru. Frodo odkładał wyprawę bo nie potrafił się rozstać z Bag End, a potem czekał aż do ostatniej chwili na Gandalfa, który ostatecznie się nie pojawił. Kompania wyrusza więc z ciężkim sercem dzień po pięćdziesiątych urodzinach Froda. Trzeba pamiętać, że dla hobbita był to wiek stosunkowo młody, nawet nie półmetek życia. W tym samym wieku Bilbo wybiegł z domu, bez chusteczki do nosa, żeby dołączyć do przygody z krasnoludami, która przyniosła mu sławę i majątek. Jesień to zatem niebezpieczny czas. Jesienią budzi się tęsknota, by wyruszy razem z ptakami odlatującymi na południe, hen w nieznane:
„Tak jak w Żurawiach, gdy jest jesień
Wprost do drogi serce rwie się
Na bezdroża niesie
Znaczy mus, męski blues.
Zadzwonił Julo, że znów jest w Honolulu
Że tam też halny, lecz nie sosny, a palmy
Nie krzesany, a blues.
Że Waikiki to jest Sopot mniej dziki
Że znowu jesień, więc po świecie go niesie
Imperatyw i mus.”
Na szczęście każde wyprawy mają swój koniec. A swój sens może mają tylko wtedy, gdy czeka gdzieś na nas nasz prywatny Hobbiton. Miejsce, w którym można odpocząć, nasze własne, znane i ciepłe. Trzeba pamiętać, że Frodo i Sam oraz towarzyszący im Pippin i Merry opuszczają Shire, by go ocalić, oddalając niebezpieczeństwo od granic swojego świata. W filmie wracają do starego Shire, który się nie zmienił. Zakończenie książki jest jednak inne – wojna z Sauronem dotknęła nawet spokojne Shire leżące na krańcu świata. Spustoszenie Shire było zemstą Sarumana za zniszczenie Isengardu, jednak jego odbudowała nie trwała długo. Sam przywiózł z podroży niezwykły prezent – nasiona, które dostał od Garadieli, które sprawiły, że Shire rozkwitło bujnie życiem, a w ogrodzie Bag End zamiast ściętego bestialsko urodzinowego drzewa, rósł nawet mellorn. I można znowu było wyprawiać urodziny.