Recenzje

Pierścienie władzy – podsumowanie spoilerowe

Mnie ten serial kupił. Chętnie obejrzę drugi sezon, ciekawi mnie jak to się wszystko rozwinie. Podobają mi się sztuczki, a ostatni odcinek w nie obfitował. Ostatni odcinek należał do Saurona. Scena, w której drwi z Galadrieli jednocześnie jej pochlebiając stwierdzeniem, że to ona go właściwie stworzyła, bo to ona nigdy nie przestała w niego wierzyć, jest mistrzowska. Ależ dokładnie tak jest – zasilamy energią nasze demony poświęcając im uwagę, a one rosną. Nie uważam więc wątku Galadrieli za pomylony. To bardzo ciekawy wątek. Pokazuje do czego prowadzą obsesje. Brzmi mi w głowie kiedy patrzę na nią: „Jaki pasożyt jest najbardziej odporny? Bakteria? Wirus? Tasiemiec? Idea. Odporna i zaraźliwa. Gdy wejdzie do głowy, nie da się jej usunąć.”.

Jednak, po rozważeniu, moim ulubionym tematem pozostanie Elrond i Durin. Było w nim najwięcej swobody. Nie do końca rozumiem dlaczego, ale bardzo przekonuje mnie Robert Aramayo w roli Elronda. Może przez elegancję, która zawsze wydawała mi się przynależna elfom. I to jak ta elegancja spotyka się z rubaszną szorstkością Durina – różnice nie są przeszkodzą jeśli tylko umysł jest otwarty. Twórcy serialu odtwarzają przyjaźń Legolasa i Gimliego, a raczej tworzą pierwowzór. Czy to zamierzony ukłon w stronę Tolkiena? Tolkien też powtarzał motywy, tworzył korespondencje – dla przykładu: pierwotny mezalians między gatunkami to zaskakujące małżeństwo Meliany, która była Majarem i Thingola – króla elfów, potem w ślady matki idzie córka – Lúthien wiążąc się ze „zwykłym” człowiekiem Berenem, w ramach romansu wszechczasów, a do nich z kolei nawiązuje miłość Aragorna i Arweny. Może jednak Tolkien aż tak bardzo się w grobie nie przewraca.

Serial rzeczywiście ma nierówno tempo, ale warto pamiętać, że jest to wprowadzenie, które rozpoczyna całkiem intrygujące historie. Ostatni odcinek był smakowity i zapowiada bardzo ciekawy rozwój postaci Saurona, który okazał się być, zgodnie z materiałem źródłowym,  ucieleśnieniem przewrotności. W dodatku Charlie Vickers jest świetny – twarz mu migocze od zmian, kiedy przechodzi po wszystkich stopniach kuszenia Galadrieli. Przy okazji – Sauron jest Majarem tak jak Meliana – gdyby Galadriela i Sauron zadzierżgnęli mariaż, stanowiliby odwrotność małżeństwa Meliany i Thingola tworząc nowy mit i legendę. Mit założycielski Mordoru. Sam pomysł na potencjalny zwrot akcji w tym kierunku jest smakowity. I nie, nie jest tak jak sądzą niektórzy, że mamy tu do czynienia z prostym zabiegiem jak to Sauron wkroczył na ścieżkę zła bo Galadriela go odrzuciła. Sauron wykorzystywał Galadrielę od samego początku realizując swój plan na Mordor. W końcu Sauron był pierwszym przybocznym Morgotha – Lucyfera, który wprowadził do boskiego projektu dysharmonię. Bawił się z Galadrielą jak kot z myszą. Co nie znaczy, że nie chciał jej dla siebie, nawet diabeł, jak się okazuje, bywa samotny.

Mam nadzieję, że tzw. showrunnerzy rozwiną skrzydła w drugim sezonie, byleby za bardzo nie odlecieli bo już są zarzuty, że kalają ołtarz. Bez przesady. Gdybyśmy byli tacy pryncypialni to „Władca Pierścieni” Jacksona też nie mógłby nam się podobać – jak można było tak zmienić Faramira?, moją ulubioną zresztą postać całej trylogii, w wersji tolkienowskiej oczywiście. Nie zawsze jednak jest tak jakbyśmy chcieli. Chcielibyśmy na przykład żeby ten serial był tak dobry jak filmowy „Władca Pierścieni”, a nie jest. Tylko, że oglądając teraz „Władcę…” po raz kolejny dochodzę do wniosku, że to chyba jednak jest film wszechczasów i w związku z tym – wysoko zawieszona poprzeczka. Bardzo wysoko. Nie warto psuć sobie zabawy porównywaniem, może drugi sezon „Pierścieni Władzy” poleci wyżej, kto wie?