Recenzje

„Pierścienie władzy” ogląda się dobrze

Wracamy do Śródziemia wraz z rozpoczęciem nowej sagi „Pierścieni władzy”. Pierwszym przystankiem jest Valinor –  siedziba Ainurów, którzy w uniwersum Tolkiena są czymś w rodzaju bogów powołanych do życia u zarania dziejów przez Eru, Jedynego. Jest to też miejsce pobytu Pierworodnych Eru – Elfów – istot nieśmiertelnych i pięknych, ale niewolnych od słabości. Początek serialu i przedstawienie historii rozłamu  w Valinorze, agresji Morgotha i zniszczenia Srebrnego i Złotego Drzewa, w których żyło światło Valinoru, musi zelektryzować każdego wielbiciela tolkienowskiej prozy. Trudno się dziwić, że Zakon Tolkiena podniósł krzyk w internetach: centralne wydarzenia pierwszej ery zostały zredukowane do pięciominutowego wstępu. To musiało zaboleć. Na szczęście nie mam tak poważnego stosunku do spuścizny Tolkiena żeby ten manewr zabrał mi przyjemność z oglądania serialu. Rozumiem też, że Amazon musi respektować zasady komercji, a jest wysoko wątpliwe żeby standardowy odbiorca był zainteresowany zawiłościami i historycznymi uwarunkowaniami opowieści. Sama historia zapowiada się ciekawie. Będzie co oglądać.

Jakość produkcji

Przede wszystkim można być pod wrażeniem staranności w wykonaniu tego serialu. Widać każdego zainwestowanego w tę produkcję centa. Są to pieniądze dobrze wydane. Przepiękne zdjęcia; znakomita charakteryzacja tworząca absolutną iluzję wyglądu różnych ras współistniejących w śródziemiu; doskonale dobrana muzyka; wspaniałe kostiumy. Jest to prawdziwa uczta dla oczu. Szczególnie urzekający jest klimat Valinoru i innych siedzib Elfów. Rozmach tego serialu i kunszt produkcji, zdecydowanie zasługuje na uznanie. Widać tutaj kawał dobrze wykonanej pracy.

Fabuła

Już pojawiają się zarzuty, że fabuła rozwija się zbyt wolno i w ogóle ojej. Tymczasem pierwsze dwa odcinki służą zarysowaniu głównych wątków i wprowadzeniu postaci więc nie widzę tutaj problemu. W dodatku, odnoszę wrażenie, że powyższe narzekania mogą być powodowane tym, że ostatnio seriale budowane są w taki sposób, żeby pierwsze odcinki od razu wywoływały szok i waliły pięścią między oczy. Tak skonstruowana jest nowa „Gra o Tron” – „Ród smoka” – serial, którego oglądać nie będę, bo po scenie rzezi jest dla mnie zamknięty, na ten moment niemożliwy do przyswojenia, kiedy za naszą wschodnią granicą właściwie dzieją się podobne rzeczy. Jestem właściwie wdzięczną twórcom „Pierścieni władzy” za spokojne wprowadzenie w tematy i możliwość kontemplowania całego bogactwa wizualnego tego serialu. Gdyby ktoś wpadł na pomysł żeby zrobić z tego estetykę slashera z krwią lejąca się z odciętych członków – to by się dopiero Tolkien w grobie rzeczywiście przewrócił. Dodatkowo fabuła jest dobrze prowadzona – drugi odcinek skończyłam zaintrygowana i czekam na dalszy rozwój zarysowanych tematów: kim jest człowiek, który spadł z nieba? kto uratował Galadrielę? co ukrywają krasnoludy? Ciekawi mnie też jak rozwinie się temat pierścieni wykuwanych w kuźni Celebrimbora. Naprawdę dobrze się to zapowiada. Nie przeszkadza mi też kompletnie, że całość ma lekki klimat kina familijnego, chociaż pojawiają się zarzuty, że to fantasy do kotleta – nie mogę  jednak się z nimi zgodzić – cieszy mnie, że ten serial można uznać za produkcję rodzinną, którą można obejrzeć z dziećmi – myślę, że brakowało mi takiej oferty. Akurat tego potrzebowałam: ciekawej, dobrze opowiedzianej historii, w ładnej oprawie, która nie epatuje niepotrzebnie brutalnością tak brzydką, „że pękają oczy”.

Postaci

Trafionym zabiegiem jest budowanie fabuły wokół postaci, które są już widzowi znane czyli Galadrieli i Elronda. Serialowa Galadriela bardziej odpowiada moim wyobrażeniom z dzieciństwa niż Cate Blanchett w tej roli, ze względu na bardziej nordycką urodę Morfydd Clarke. Elrond jest zaskoczeniem, ale o dziwo pozytywnym, jest lekkość w tej roli i ogromy potencjał, który ujawnia się szczególnie w scenach z  Khazad Dum. Będąc przy Khazad Dum nie sposób nie wspomnieć o żonie Durina – ach, jak już przed premierą krytyczni czepiali się, że bez brody, że czarna, a tutaj taki pokaz charyzmy i wdzięku, przy zachowaniu całej krasnoludzkości świata, że po prostu pysznie się to ogląda – to będzie na pewno jedna z moich ulubionych postaci  – wyrazy ogromnego uznania dla pani Sophi Nomvete. Bardzo dobre jest też wprowadzenie postaci, która spadła z nieba wprost pod nogi niziołka – przeuroczej Nori, która ma w sobie ducha przygody niczym niejaki Bilbo Baggins. Trójkąt Elf, Zielarka i jej syn może też mieć przed sobą, z tego co widać, ciekawe zwroty akcji. Jest tutaj na co czekać, jest dobrze, a czuję, że może być jeszcze lepiej.

Miło jest wrócić do Śródziemia. Widzieć znowu potężne piękno tej niezwykłej tolkienowskiej fantazji, gdzie sprawy elfów, ludzi i krasnoludów mieszają się ze sobą w cieniu ukrytego Mroku. Patrzeć jak płyną smukłe łodzie w stronę Valinoru, otwierają się wrota Khazad Dum, złotem lśnią jesienne lasy… We wrześniu Frodo wyruszył z przyjaciółmi na wyprawę, która zapoczątkowała to wszystko – to bardzo dobry czas na premierę.