Żyję na tym świecie już od jakiegoś czasu, na tyle długo, że zdążyłam się zorientować, że każdemu zdarzają się sytuacje, w których trafia go ciężka cholera. Tak jest i inaczej nie będzie. A to w pracy ktoś się bezzasadnie przyczepi, a to partner wykonuje niezrozumiałe dla nas ruchy, a to rodzice jacyś tacy nieidealni. I szlag człowieka trafia, nerwica gotowa, tylko sobie włosy z głowy rwać. Tylko po co?
Przyjrzałam się bliżej i zauważyłam, że moje zdenerwowanie i wściekłość w takich sytuacjach jest zupełnie pozbawione sensu. Prowadzi dokładnie donikąd. Problemy, których dotyczy wcale się od tego nie rozwiązują. Ba, mogą pojawić jeszcze nowe bo zdenerwowanie zaraża sobą otoczenie. Zamiast zredukować uciążliwy stan rzeczy, który nas wpieprza, dodajemy sobie kolejny – czyli nasze własne zdenerwowanie i zdenerwowanie otoczenia. Takie działanie jest w dodatku kosztowne energetycznie. Energię, którą mógłbyś poświęcić na rozwiązywanie problemu marnujesz na nerwy, od których nic się nie zmieni. To, że zaczniesz pokrzykiwać na pojawiającą się sytuację nie pomoże się z nią uporać. Nawet jeżeli uważasz, że masz świętą rację (i może masz) to nic nie da, nie posunie spraw do przodu. Nie i już.
Można oczywiście powiedzieć, że należy uzewnętrzniać emocje i nie jest wskazane tłumienie ich w sobie. Owszem, ale uzewnętrzniać można w różny sposób, na przykład opisując je i komunikując. Wybuch nerwicowy to brak kontroli nad sposobem wyrazu. Jest taki moment, w którym taki wybuch można zatrzymać. Eksplozja nastąpi tylko wtedy jeżeli się mu poddasz. Gdy uda ci się wziąć głęboki oddech, cofnąć pół kroku do tyłu i złapać dystans, możliwe jest opanowanie i zmniejszenie poziomu negatywnych emocji. Wtedy jest możliwe ich wyciszenie i powstaje przestrzeń do komunikacji.
Czytałam ostatnio, na którymś z portali, że kłótni nie należy unikać, bo chowa się wtedy problematyczne kwestie pod dywan, a one i tak zostają tam, tyle że nierozwiązane. Jednak, nie mogę się z tym zgodzić. Kłótnie są nic nie warte. Nie należy unikać problemów i starcia opinii dotyczących tych kwestii. Czym innym jest jednak różnica zdań, wyrażana nawet w gorącej dyskusji, a czym innym kłótnia. Kłótnia to skakanie sobie wzajemnie do oczu. Nic dobrego z tego nie wynika, bo zazwyczaj wykrzyczana drugiej stronie w twarz prawda i tak jest niesłyszana, bo druga strona też krzyczy, a wtedy ciężko się słucha, za duży hałas.
Postanowiłam zatem uważnie przyglądać się sobie i w przypadku, gdy jestem na granicy emocjonalnego wybuchu, nie iść tropem swoich negatywnych emocji, bo one prowadzą mnie na manowce. Negatywne emocje mają to do siebie, że są, cóż, negatywne i nie zabiorą mnie na pewno w stronę światła. A to jednak w świetle wolę przebywać. Zdaję sobie sprawę, że ta droga nie będzie łatwa, jednak cieszę się, że wyraźnie widzę kierunek. Pewnie się będę potykać, jak to człowiek. Na razie idzie mi całkiem nieźle. I tego się będę trzymać.