Problemem wielu nałogowych czytelników jest kwestia jak przestać czytać książkę. Szczególnie dotkliwy staje się ten problem w przypadku książek, których nie chce się już czytać. Nie chce się ich czytać z różnych powodów. Na przykład najzwyczajniej w świecie książka nam się nie podoba albo nas nudzi albo męczy. W każdym razie chcemy się z nią rozstać.
I wtedy dzieje się coś dziwnego. Książka nie pozwala żeby przestać ją czytać. Nie chce dać od siebie odejść. Człowiek jest wtedy złapany w książkę. Odczuwa dziwny wstyd na myśl, że nie skończy jej czytać. Tak jakby dotarcie do końca było jakimś przymusem. Jakby odłożenie książki na bok było aktem sprzeniewierzenia.
Miałam tak ostatnio z „Darem Humboldta” Saula Bellowa. Postanowiłam czytać amerykańskich noblistów, a że Bellowa nie znałam w ogóle „Dar Humboldta” wydał mi się świetnym wyborem. Na początku książka strasznie mi się podobała. Bellow był moim nowym odkryciem. Jednak w połowie zaczęła mnie męczyć (ma 500 stron). Wiem, że to z powodu okoliczności życiowych i Sam Bellow nie ma z tym prawie nic wspólnego. Po prostu praca wymaga ode mnie sporego wysiłku intelektualnego i czytanie książki intelektualisty pisanej dla intelektualistów, najzwyczajniej mi teraz nie pasuje. „Dar Humboldta” składa się z dużej ilości słów, umieszczonych gęsto obok siebie więc przyswojenie treści wymaga stałego skupienia. W pracy mam tak przez dziewięć godzin więc po godzinach mówię pas. Zatem „Dar Humboldta” odpadł. Jednak nie mogłam odłożyć tej książki. Załapała mnie w swój krąg oddziaływania pytając – jak to nie skończysz mnie?
Jest jednak sposób żeby poradzić sobie z taką książką. Trzeba sobie zorganizować wabik czyli taką książkę, którą bardzo chcielibyśmy przeczytać albo od dawna jesteśmy nią zainteresowani. W moim przypadku w roli wabika dobrze sprawdzają się lektury sentymentalne, z którymi jestem emocjonalnie związana. Tym razem taka książka sama pojawiła mi się na wystawie kiosku – był to „Pan Samochodzik i Winnetou”. Jest to jedna z książek mojego dzieciństwa i od dawna chciałam sprawdzić jak będę ja odbierać jako osoba dorosła. Trochę czasu minęło zanim „Pan Samochodzik” zwyciężył „Dar Humboldta”, konkretnie jakieś półtorej godziny, ale ostatecznie się udało. Już wiem, że „Pana Samochodzika” też nie przeczytam do końca, ale pozwolił mi się wyrwać z męczącej pułapki. Poza tym w przypadku „Pana Samochodzika i Winnetou” nie będę mieć wyrzutów sumienie, gdy go nie skończę. W końcu już go kiedyś czytałam.
Uważam, że należy odkładać książki, których w danej chwili nie chcemy czytać, a nie zmuszać się do ich kończenia. Nie ma co tracić czasu. Jest tyle lektur w kolejce, a żyjemy tak krótko. Trzeba umieć się rozstać z książką, z którą nie jest nam po drodze. Uważam na przykład, że „Dar Humboldta” to bardzo dobra książka i może jeszcze do niej wrócę, ale teraz nie czas na nią. Teraz potrzebuję solidnych, dobrych opowieści a nie zagmatwanych myślotoków intelektualisty. Dlatego w święta wrócę do „Silmarillionu”. Zima to czas opowieści. A opowieści potrzebują czasu. Szkoda, że nie mogę im go dać zbyt wiele. Wciąż szczęśliwie jest go jednak na tyle dużo, bym mogła się nimi karmić, by podnosiły mnie na duchu.
Pozbyłam się zatem książki, która nie chciała przestać być czytana, prawie bez żalu. Hasta la vista baby. Otwieram „Legendę o Berenie i Luthien”. Mary Christmas Elfy.
Foto: kitty.green66