„Każdy kwiat w sierpniu woła, zanieś mnie do kościoła”, jak kiedyś, podobno, powiadano. Przyjmuje się, że 15 sierpnia kończą się żniwa. 15 sierpnia za żniwa należy się dziękczynienie.
W zeszłym tygodniu miałam taki moment: stałam w warzywniku, patrząc na popękane arbuzy i dopadła mnie świadomość, że próbuję uprawiać warzywa na pustyni. Jak pada dwa dni w tygodniu, to już jest święto. Ziemia wygląda jak w Meksyku czy na innym południu. Nocą zimno, dniem upalnie. Kolejny suchy rok.
Tym bardzie muszę być wdzięczna za to, co udało się zebrać. Za ogórki, zebrane zanim dopadła je zaraza, które śpią w słoikach, czekając na zimę. Za obfitość pomidorów. Za buraki i marchew, z których zrobię dzisiaj zupę.
Mam wrażenie, że tzw. cywilizacja zachodnia żyje w jakimś zbiorowym złudzeniu niezależności od środowiska, w którym przyszło jej funkcjonować. Kiedy patrzę na pokolenie współczesnych nastolatków, które wyrosło już w rzeczywistości elektronicznej, jak przyklejone do telefonu nie widzi naturalnego świata, to to myślę sobie, że niestety, to właśnie oni, prawdopodobnie, boleśnie zderzą się z tym złudzeniem. Chociażby dlatego, że migracje będą narastać, bo susze obejmujące coraz więcej większe terytoria, powodują głód.
Ten rok tutaj też był trudny dla upraw. W lutym fala absurdalnego ciepła, przesuwająca się na marzec, przyspieszyła wegetację więc majowe przymrozki okazały się w wielu regionach katastrofą. Cały lodowaty tydzień patrzyłam z niepokojem na termometr, zastanawiając się czy zawiązki owoców przetrwają, Na szczęście, my mieliśmy szczęście. Potem była susza. W czerwcu, kiedy wszystko powinno się intensywnie rozwijać, nie spadała ani kropla wody. Potem był deszcz przy bardzo wysokich temperaturach, który napełnił powietrze nieprzeciętną wilgotnością, godną tropików, co sprowadziło kataklizm chorób grzybowych. Owoce od tego, gniją na drzewach, zanim zdążą dojrzeć. To był trudny rok więc tym bardziej trzeba doceniać każde zbiory.
Niestety, jesteśmy w takim punkcie historii, w którym wiemy, że przynajmniej częściowo, sami sprowadzamy na siebie te problemy. Jak w zaklętym kręgu awokado. Popyt na awokado w USA spowodował rozkwit jego uprawy. Las deszczowy, konieczny element chłodzenia klimatu, jest wycinany pod plantacje awokado, a ludzie żyjący w tych rejonach z rolnictwa, przymusowo wysiedlani. Migrują zatem do USA. Obywatele USA protestują przeciwko nielegalnej migracji, którą powoduje również ich konsumpcja awokado. W tym roku zatem, w bukiet ziół na Matki Boskiej Zielnej, wplatam modlitwę o rozum. O rozum, który przywróciłby równowagę, ograniczył zachłanność i tak już bogatych, rozum, który zawróci nas z drogi na jałowe pustkowia.