Postanowiłam sprawdzić jakie były pierwsze twory ludzkie stanowiące kopię człowieka. A także zastanowić się nad tym, co skłania nas do tworzenia maszyn na nasz obraz i podobieństwo i jaki jest wzorzec takiego działania. Tak powstał tekst o narodzinach sztucznego człowieka.
Programowanie
W „Bajkach robotów’ i „Cyberiadzie” Stanisława Lema mamy do czynienia ze światami całkowicie zaludnionymi wyłącznie przez roboty. Ewolucja, która doprowadziła do tego stanu rzeczy rozpoczyna się od „oparów i odwarów mokro – ziemnych”, z których „ulągł się ród bladawców”, który „pobudował maszyny”. Ciekawe w tym budowaniu jest to, że opiera się ono na podobnych zasadach do tych, na których opiera się konstrukcja świata ożywionego.
Budując maszyny i programując ich działanie opieramy się obecnie na sposobie, który wykorzystują wszystkie organizmy żywe, czyli kodowaniu.
Całość przyrody, wszystko co żyje jest zapisane kodem DNA. Każdy organizm jest utworzony z tego samego „chemicznego alfabetu”. Wszystko opiera się na czterech znakach ATGC – adenina, tymina, guanina i cytozyna, które ułożone parami AT GC tworzą podwójną helisę DNA (kwasu deoksyrybonukleinowego). Konkretne ułożenie tych magicznych ATGC daje instrukcję funkcjonowania każdego organizmu.
Podobnie jest ze złożonymi maszynami, takimi które kopiują człowieka – wymagają programu by działać. Nasze programy w porównaniu do kodu natury wydają mi się, przynajmniej na razie, bardziej prymitywne – na przykład, by zapisać mniej, wymagają użycia większej ilości znaków.
Maszyna użyteczna
Po co nam cały ten wysiłek programowania maszyn i tworzenia tworów sztucznych. Wyjaśnień można dać wiele – poczucie mocy wynikające z kreacji, radość tworzenia, chęć powielania samych siebie podobna do instynktu reprodukcji, jednak najbardziej prozaicznym powodem, który przychodzi mi do głowy, jest lenistwo. Kiedy przyjrzymy się pierwszym pomysłom na człekopodobne maszyny, okaże się, że są one przede wszystkim użyteczne. Powielam samego siebie po to, by kopia wykonała to, co mam do zrobienia lub zrealizowała niektóre moje funkcje.
Isaak Asimov, bodajże w „Pozytronowym detektywie” stwierdza, że forma ludzka jest najbardziej użyteczna i wysoce efektywna. Ewolucja wyposażyła nas we wspaniały wynalazek jakim jest przeciwstawny kciuk, który powoduje, że nasze kończyny górne są wyjątkowo chwytne. Postawa wyprostowana również ma swoje zalety takie jak chociażby nieograniczone wykorzystanie kończyn górnych, które nie muszą służyć przemieszczaniu.
Robot w kształcie człowieka to wspaniały produkt nas zastępujący. To oczywiście od dawna rodzi lęki oparte na wizji apokalipsy robotów, które przejmują władzę nad światem. Ta wizja jednak nie hamuje marzycieli, którzy pragną taką kopię człowieka stworzyć, bo z różnych względów, uważają ją za przydatną.
Pierwsze sztuczne imitacje
Kiedy myślę o tym, jaki twór uznać za pierwszą imitację człowieka będącą czymś w rodzaju sztucznego człowieka, przychodzi mi na myśl strach na wróble. Nie można zapewne zakwalifikować go do robotów – nie wypełnia podstawowych składników definicji mechanicznego urządzenia wykonującego automatycznie zadania, ale widzę też podobieństwo. Niewątpliwie wypełnia powierzone mu zadania. Udając człowieka stoi na polu i straszy wrony, niejako automatycznie.
Pierwszych mechanicznych służących stworzył natomiast Hefajstos – w mitologii greckiej kowal bogów, który pracował w kuźni znajdującej się we wnętrzu wulkanu Etna. Oczywiście nie naprawdę, lecz tylko kulturowo, ale pierwszy prawdziwy mechanizm, który można nazwać robotem stworzył też Grek. Archytas z Tarentu wyprodukował mechanicznego ptaka. Pierwsze człekokształtne roboty wygenerował w XVI w. Hans Bullman, Podobno niektóre z jego lalek potrafiły grać na instrumentach muzycznych.
Najstarszym chyba znanym przedstawieniem robota jest golem. W tradycji żydowskiej golem to istota utworzona z gliny na podobieństwo człowieka, lecz pozbawiona duszy, jednak obdarzona zdolnością ruchu i wykonująca ludzkie rozkazy (robot jako żywo). Dodatkowo tradycja ta przyjmuje, że tworzenie golema dokonuje się za pomocą liter alfabetu hebrajskiego. Znowu zatem wracamy do programowania. Jak widać, golem również potrzebuje kodu, by powstać.
Inna postać, która jest sztucznym człowiekiem, czysto literacka – to Pinokio. Istota, która również miała spełniać według planu swojego twórcy określone funkcje, konkretnie zastępować dziecko. Pinokio kiepsko wypełniał powierzone mu zadania i został sztucznym człowiekiem, który się zbuntował. Wszyscy znamy tę historię. Golem zresztą według jednej z legend również wystąpił przeciwko swoim twórcom.
Podobnie jak sławne dzieło doktora Frankenstain’a. Tym razem nie jest to wprawdzie maszyna (chociaż muszę zaznaczyć, że pierwotne znaczenie słowo robot odnosiło się właśnie do tworów organicznych, prostych kopii człowieka, przeznaczonych do ciężkiej pracy), lecz twór pozszywany z części trupów. On również, nieszczęsny, miał być użyteczny czyli spełniać przeznaczone mu zadania jak robot właśnie. Jego celem było zaspokojenie ambicji twórcy. Niestety nadmierna ambicja, jak to często bywa, sprowadziła na Frankenstaina nieszczęście. W tej historii również „dziecko” przeciwstawia temu, kto powołał je do życia.
Jak widać bunt to stały motyw historii automatów.
Nieuchronny etap ewolucji?
Czy zatem, skoro próby podejmowane są od tak dawna, powstanie w końcu humanoidalny robot stanowiący dokładną kopię człowieka. A może będzie produktem doskonałym, pozbawionym ludzkich wad? Może kolejnym zbuntowanym dzieckiem?
Są oczywiście teorie opowiadające się za tym, że powstanie humanoidalnych robotów jest tylko kwestią czasu. Są też przeciwne, które zakładają, że nie jesteśmy w stanie stworzyć układów tak złożonych na poziomie materialnym, by jako efekt ich działania pojawił się umysł. Jednak jeżeli przyjrzymy się postępowi techniki, który dokonał się w ciągu ostatnich dwóch wieków, trudno oprzeć się takiej wizji świata, w której humanoidalne roboty mają swoje miejsce. Co wtedy stanie się z nami, jak ludzkość odnajdzie się w takiej rzeczywistości? Odpowiedź na te pytanie to już zupełnie inna historia.