„Ptaki nocy” zaprosiły się na wieczór, który miał być barwny i szalony, ale niestety taki nie był. Im bardziej patrzyłam na to, co widzę, tym bardziej byłam zdegustowana. „Ptaki nocy” w mojej opinii przekraczają granicę przedstawiania negatywnego bohatera jako postaci pozytywnej. Piękna i szalona Harley Quinn ma się sprzedać jako wzorcowy przykład negatywnego bohatera, którego lubimy. Niestety w tym przypadku naprawdę trudno jest tę postać polubić. Pominę epatowanie niedojrzałością na każdym kroku i infantylność z niej bijącą. Martwi mnie raczej, że to może się podobać. Taka z niej niegrzeczna dziewczynka, że skacze komuś na kolana celowo łamiąc kończyny, ale to był fun!, że boki zrywać. Albo podczas współzawodnictwa nokautuje rywalkę łamiąc jej nos. Hip! Hip! Hura! Zdolna jest przecież do wszystkiego, a przecież to takie atrakcyjne. Tymczasem nie jest to ani fajne, ani atrakcyjne. Naga brutalność tej postaci jest usprawiedliwiona chęcią dobrej zabawy i maskowana lekkim makijażem typu „bo ona ma taką straszną traumę”. A to nie jest wcale cool.
Jeżeli przyjrzeć się bohaterom kina wykreowanym na przestępców z ludzką twarzą, walczących o sprawiedliwość, to zazwyczaj przynajmniej mamy do czynienia z jakąś próbą uzasadnienia przemocy. John Wick na przykład mści się za pieska, jak wiemy. Kiedy dokonuje masowego mordu na wszystkich złoczyńcach, którzy podwinęli mu się pod rękę zaopatrzoną w broń, przynajmniej mamy wizję tego pieska, symbolu utraconej miłości, przeżycia głębokiego i dramatycznego. To pozwala nam zaakceptować rzeź czynioną w imię wyższych wartości, zwłaszcza, że jest to rzeź bądź co bądź dotycząca typów spod ciemnej gwiazdy. Zemsta zresztą jest popularnym usprawiedliwieniem dla mordowania przeciwników w ilościach hurtowych, że wspomnę choćby takie klasyki jak „Życzenie śmierci” we wszystkich jego odsłonach czy „Commando”. „Dom z papieru” wpisuje przemoc w walkę z systemem, który jest opresyjny i niesprawiedliwy. I może to stanowić wytłumaczenie. W przypadku „Ptaków nocy” jednak, zabijamy bo tak nam się podoba, bawimy się świetnie rozwalając komuś twarz, taka niezależna i wyemancypowana jest Miss Harley Quinn. Przemoc jest tutaj zabawą i czyniona jest dla zabawy, a to już jest o krok za daleko.
Pewnego wieczoru zrobiłam telewizyjny eksperyment i postanowiłam sprawdzić repertuar na trylionie kanałów telewizyjnych pod kątem przemocy właśnie. W paśmie wieczornym 80% nadawanych treści jest naszpikowane przemocą (pozostałe to z grubsza biorąc informacja i reklama). Gdybym była kosmitą, który natyka się na naszą cywilizację uważałabym, że to cywilizacja przesycona śmiercią, w której życie ludzkie niewiele jest warte. I wchłaniamy ten przekaz w takiej czy innej formie właściwie codziennie. Rozrywka kojarzy się z przemocą, najpopularniejsze są przecież filmy akcji, gdzie jest jej po kokardkę. Przemoc urozmaica nasze życie, a my te urozmaicenie łykamy jak młode pelikany. Staje się przez to atrakcyjna jak malownicza Harley Quinn na tle malowniczego wybuchu fabryki chemikaliów, pod którą bohaterka podkłada ogień. I jest to niepokojące. Bo przemoc nigdy tak naprawdę nie jest atrakcyjna, jest jedynie krzywdząca. A robienie z niej zabawy jest niebezpieczne.