Rzecz dzieje się w 1900 r. „(…) za oknem ciemno mrok – za oknem sad, a na deszczu i słocie krzew otulony w słomę, w zimową ochronę okryty.” Takie tło mamy dla karawany zjaw przetaczającej się przez izbę weselną Wyspiańskiego. Między biesiadnikami, między wódką, zakąską i flirtami, w zwyczajne życie Polski świętującej wesele, zaproszona pochopnymi słowy, wdziera się pochód narodowych zjaw.
Pierwszy budzi się Chochoł, który spał snem zimowym, po to, by zapowiedzieć nadchodzący korowód zjaw. Następny duch narodowy, który zawita do chaty to Stańczyk, który zaglądając w polską duszę podsumowuje:
Byś serce moje rozkroił,
nic w nim nie znajdziesz inszego,
jak te niepokoje:
sromota, sromota, wstyd;
jakoweś Fata nas pędzą
w przepaść
Kolejny pojawia się Rycerz, który wzywa do walki. Gromy słychać z oddali. Po hełmem jego jedynie pustka i proch.
Potem dom nawiedza Hetman, który od Rosjan miał brać pieniądze za działanie na szkodę ojczyzny. Teraz go wnętrzności palą i nie może zaznać spokoju po śmierci. Twierdzi, że Polacy to hołota łasa na złoto. I była to jedna z przyczyn upadku kraju.
Po nim nadchodzi Upiór, najstraszniejsza ze zjaw, krwią cała pokryta. Jest nim Jakub Szela, postać symbolizująca bratobójczą walkę, o której mówią:
Mego ojca gdzieś zadźgali,
gdzieś zatłukli, spopychali;
kijakami, motykami
krwawiącego przez lód gnali…
Myśmy wszystko zapomnieli.
Upiór chce zatańczyć razem z biesiadnikami. Wierzy, że jest w stanie zmyć z siebie krew. Pojednanie między stanami widać przecież na weselu, gdzie szlachcic ślubuje pannie z chłopskiego stanu. Razem mogą w tany iść.
Do wspólnego działania, do zrywu narodowego, wezwie oba stany Wernyhora, najpotężniejsza ze zjaw. Gospodarz dostaje od niego Złoty Róg, którym ma go przywołać, kiedy zbierze ludzi do walki. Powodzenie sprawy polskiej zostaje powierzone Gospodarzowi, który czekał na to od lat. Nie wyrusza jednak sam. Wysyła Jaśka, chłopaka z gminu, który staje się tym samym współodpowiedzialny. Ma to być wielkie narodowe przedsięwzięcie. Jego stawką jest niepodległość. Tej listopadowej nocy wszystko wydaje się być w zasięgu ręki. Ręki, która dzierży przecież Złoty Róg. Wiemy jednak jak to się kończy. Jasiek gubi Złoty Róg sięgając po czapkę z pawim piórem, którą zerwał mu wiatr. Dla błyskotki kolorowej, nic nie wartej czapki z piórem, traci z oczu powodzenie narodowej sprawy.
I ostał mu się jeno sznur
Słyszę przy tym jak brzmi nieśmiertelna sonata B moll „Marsz żałobny” Chopina, i deszcz wali do okien.
A Chińczyki wciąż trzymają się mocno. Prognozy wskazują, że będą mieli wzrost PKB na poziomie ok. 2,7% rok do roku.
Kurtyna.