Każda z tych książek stanowi inną propozycję. Ułożyłam je zaczynając od książki napisanej w stylu realistycznym, potem opowiadam o powieści z elementami fantastyki i kończę na książce utrzymanej w czystym surrealizmie. Elementem wspólnym tych książek jest dziwne miasto Londyn.
„Londyn NW” Zadie Smith
Generalnie nie przepadam za książkami, które opisują kawałek życia, właściwie bez początku i końca i nie opowiadają zamkniętej historii. A taka właśnie jest powieść Zadie Smith „Londyn NW” – obrazuje nurt życia. Jednak wyjątkowo – ta książka mnie wciągnęła. Zadie Smith niewątpliwie posiada dar słowa. Powieść jest w dużym stopniu autobiograficzna. Koncentruje się na opisie życia północno-zachodniej części Londynu, robotniczej dzielnicy Brent. Jest to miejsce, w którym Zadie Smith dorastała. Dzięki temu zapewne otrzymujemy bardzo wiarygodny obraz, przesiąknięty czasem wręcz brutalnym realizmem. Motywem przewodnim jest diagnoza wpływu pochodzenia na losy głównych postaci.
Książka opowiada o życiu czterech osób – Keishy, Leah, Nathana i Felixa. Są to bardzo różne osobowości, z odmiennym sposobem widzenia świata i torem losu, jednak każda z nich nosi w sobie miejsce swojego pochodzenia – północno – zachodni Londyn.
Tak naprawdę Londyn NW (north west) jest również głównym bohaterem powieści. Miejsce barwne, pełne życia, czasami nieludzkie, czasami piękne. Zadie Smith świetnie oddaje atmosferę tego miejsca – mieszankę różnych kultur:
Słodki odór nargili, kuskusu, kebabu, spalin autobusów w korkach. 98, 16, 32, tylko miejsca stojące – szybciej byłoby na piechotę! Zbiegowie ze szpitala St. Mary’s w Paddington: przyszły ojciec z papierosem, staruszka na wózku inwalidzkim z papierosem, niereformowalny palacz ściskający torebkę z moczem, torebkę z krwią – z papierosem. Wszyscy uwielbiają palić. Wszyscy. Polska gazeta, turecka gazeta, arabska, irlandzka, francuska, rosyjska, hiszpańska, „News of the world”.
Wszyscy też próbują się wyrwać. Aspirują do lepszej dzielnicy. Niektórym się udaje, niektórym nie. Nigdy jednak nie udaje się do końca. Londyn NW zostaje jak tatuaż na skórze, jak rytm podświadomie wybijany palcami, jak miejsce, które nigdy nie przestanie cię określać.
Zadie Smith przekonuje nas, mam wrażenie, że jest to piękne i tragiczne zarazem.
„Drood” Dan Simmons
Dan Simmons udowadnia w tej książce, po raz kolejny, że jest w stanie pisać w każdym właściwie gatunku literackim i osiągać bardzo dobre efekty. „Drood” to fantazja na temat ostatniej fazy życia Charlesa Dickensa, której narratorem jest jego przyjaciel, pisarz Wilkie Collins. Zaczyna się od katastrofy kolejowej pod Staplehurst, podczas której Dickens spotyka tajemniczą postać o przydomku Drood, która wydaje mu się być uosobieniem samej śmierci. Ściga to widmo przez labirynt podziemnego Londynu XIX w., z jego zaułkami, podejrzanymi tawernami, palarniami opium, gangami i ukrytym życiem. To książka, która dosłownie wprowadza czytelnika do Londynu jako miasta pod miastem. Każda wielka aglomeracja kryje w sobie, pod ulicami, drugie miasto. Miasto kanałów, tuneli, cmentarnych krypt. Tam właśnie prowadzi nas obsesja Dickensa. Dodatkowo narratorem jest Wilkie Collins, uzależniony od opium, więc całe partie powieści wydają się zanurzone w opiumowym dymie, jakby wyłaniały się z mgły.
Realizm utrzymany w klimacie prozy Dickensa, bo przecież jest to swoisty hołd dla mistrza, miesza się z surrealistyczną wizyjnością. Momentami jest to psychodeliczna wycieczka, nie do końca wiadomo, czy w głąb umysłu narratora, czy do naprawdę istniejących miejsc.
Dan Simmons postanowił zmierzyć się z samym Dickensem i to zamierzenie niewątpliwie mu się udało. Złożoność postaci i fabuły oraz psychologiczna głębia dorównuje powieściom Dickensa. Ponadto „Drood” oferuje również czytelnikowi klimat lekko absurdalnej fantastyki, w którym postaci wyłaniają się z londyńskiej mgły jak zjawy dotknięte zaklęciem podziemnego miasta. Klimat przypomina też trochę atmosferę Sherlocka Holmesa Conan Doyle’a, zwłaszcza że akcja w dużym stopniu koncentruje się wokół detektywistycznej zagadki.
Polecam nie tylko miłośnikom angielskiej prozy.
„Nigdziebądź” Neil Gaiman
W „Drood” podziemny Londyn przedstawiony zostaje w taki sposób, że jeszcze mogliśmy uwierzyć w jego istnienie. U Gainmana jest fantazją totalną, historią z cyklu urban fantasy. Świat rzeczywisty nie przenika się ze światem surrealistycznym. Tak naprawdę istnieje tylko ten ostatni. To realność jest złudzeniem, w tej książce tylko fantazja ma ciężar rzeczywistości, wszystko inne jest widmem.
Główny bohater Richard Mayhew, który przyjeżdża ze Szkocji do Londynu, w celu zrobienia kariery, przez przypadkowy splot dziwnych okoliczności odkrywa istnienie drugiego, podziemnego Londynu i przechodzi na drugą stronę. Wplątany w groźną intrygę staje się mimowolnym bohaterem młodej damy o imieniu Drzwi. Rzeczywiście staje się ona dla niego drzwiami do innego świata – Londynu Pod. Ścigany prze zabójców pomaga jej rozwikłać tajemnicę śmierci jej rodziców i zdobyć srebrny klucz. Po drodze spotyka całą masę fantastycznych postaci, z których kotowaty Markiz De Carabas, należy do moich ulubionych.
Gaiman jak zwykle daje popis nieokiełznanej wyobraźni, tak sugestywnej, że rzeczywiście ma się wrażenie podróżowania po Londynie Pod, z jego magicznymi i groźnymi zakamarkami.
To jedna z tych książek, która prowadzi w głąb króliczej nory, a Gainman jest świetnym przewodnikiem.
Foto: Nick Kenrick