Czeka nas kolejna globalna katastrofa z serii – kiedy zginie świat.
„W poniedziałek rząd Islandii zmienił status Bardarbungi na pomarańczowy, co w miejscowej nomenklaturze oznacza podwyższone ryzyko wybuchu wulkanu. Skutkiem erupcji będzie powstanie ogromnej chmury pyłów. Jak informuje agencja Reuters, mowa o drugim poziomie ryzyka w skali od 1 do 5 (im niższa cyfra, tym ryzyko wybuchu jest poważniejsze).”.
Może i nie jest to super wulkan Yellowstone, ale efekty takiej erupcji mogą być bardzo nieprzyjemne. Pies ganiał powtórkę z armagedonu lotniskowego, podobną do tej, którą zafundował nam ostatni znaczący wybuch islandzkiego wulkanu. Gorsze tym razem może okazać się zapylenie, powodujące zmniejszenie nasłonecznienia planety. Idzie za tym zimno, zimno, jeszcze zimniej czyli skrócony okres wegetacji roślin.
Zważywszy doniesienia – drżyjcie narody.
Czytając takie wiadomości od razu mam ochotę robić przetwory w ilościach hurtowych, kupować broń dla ochrony przed drapieżnikami (i niekoniecznie zwierzęta mam tu na myśli), agregat prądotwórczy i poradniki jak przeżyć koniec świata.
Szczęśliwie częstotliwość takich informacji, które się DO TEJ PORY NIE SPRAWDZIŁY, jest na tyle duża, że działa uspokajająco na moje nerwy. Zwłaszcza, że po zagłębieniu się w Internety, żeby lepiej zorientować się w sytuacji, odkrywam, że nie jest to jedyny kataklizm, który nam grozi. Zgodnie z informacjami podanymi chociażby na stronie KONIEC ŚWIATA Monitoring bezpieczeństwa Ziemi (sic!), mamy jeszcze:
- 25-metrowa fala może zniszczyć miasta w Iraku,
- Wulkan Fudżi w każdej chwili może zmieść Japonię z powierzchni ziemi,
- Wulkan Etna znów aktywny. Aktywność zagroziła samolotom.
Zapewne nie jest to wyczerpująca lista potencjalnych zagrożeń. Paradoksalnie zdiagnozowanie dużej ilości czyhających na nas nieszczęść, jednak obniża mi poziom stresu. Przypomina mi to jak Too – tiki w „Zimie Muminków” mówi do Muminka: „Wszystko jest takie niepewne. I to właśnie mnie uspokaja”.
Może zatem spójrzmy na to jeszcze inaczej, skoro pierwszy napad lękowy już minął. Może tym razem Bardarbunga zrobi nam przysługę. Po lecie urodzaju nastąpi lato nieurodzaju i w końcu zjemy te wszystkie jabłka, papryki i co tam jeszcze jest teraz do zjedzenia.