Programy kulinarne biją obecnie rekordy popularności. „Cooked” jest jednak serialem wyjątkowym. Pozwala spojrzeć na jedzenie w zupełnie inny sposób. Uświadamia jego znaczenie dla rozwoju ludzkiej kultury. Gotowanie to ogromny krok cywilizacyjny. Tak istotny, że niektórzy badacze określają go jako przełom, który w istocie zapoczątkował ludzką ewolucję. Dzięki gotowaniu organizm jest w stanie przyswoić więcej wartościowych składników, dlatego że potrawy jedzenie jest łatwiejsze do strawienia. Tak zatem wygląda nasza przewaga konkurencyjna względem innych zwierząt zamieszkujących planetę. Człowiek jest jedynym zwierzęciem, które gotuje.
Michael Pallin, narrator serialu, opowiada nam o implikacjach kulturowych związanych z gotowaniem. Wokół stołu od wieków rodziny gromadziły się na wspólny posiłek. Jest to czas, który bliscy spędzają w swoim towarzystwie dzieląc się udziałem w tej codziennej ceremonii. Pallin zwraca uwagę na to jak cywilizacja przemysłowa odarła nas z tego wspólnotowego rytuału. Produkcja przemysłowa przetworzonej żywności oferuje łatwo dostępne, gotowe posiłki, co pozwala zaoszczędzić czas konieczny na ich przygotowanie. Okazuje się jednak, że Amerykanie zaoszczędzony czas spędzają w pracy. Społeczeństwo jest coraz bardziej zmęczone, a relacje międzyludzkie coraz słabsze. Wspólne gotowanie i czas spędzony na jedzeniu od zawsze integrowały rodziny. Poza tym już teraz wiemy, że wysoko przetworzona żywność nie jest korzystana dla naszego zdrowia. „Cooked” pokazuje to na konkretnych przykładach. Jednym z nich jest nasze najbardziej podstawowe pożywienie – chleb. Skrócenie procesu przygotowania chleba w piekarniach działających na skalę przemysłową, dodawanie ulepszaczy zamiast zakwasu, powoduje to, że wspaniały, pożywny bochenek chleba, traci swoją wartość. Chleb potrzebuje czasu żeby być prawdziwym chlebem. Okazuje się, że większość pieczywa, które sprzedają supermarkety, właściwie nie powinno nosić tej nazwy. Chlebem można nazwać, zgodnie ze sztuką, jedynie bochenek, który wyrósł na zakwasie w odpowiednio długim czasie, pozwalającym na działanie bakterii i dzikich grzybów, w pełni przechodząc proces fermentacji. Myślę, że dobrze by było gdyby przynajmniej w stosunku do najbardziej kluczowych produktów, istniały nazwy zastrzeżone i na przykład tylko chleb pieczony z użyciem zakwasu nosił taką nazwę, inne zaś produkty oznaczone były jako chlebopodobne. Konsument wiedziałby wtedy co naprawdę kupuje. A jest to istotne, bo przyrządzony w odpowiedni sposób jest posiłkiem, który słusznie w serialu nazwany jest cudem, natomiast chleb niezgodny z recepturą bywa po prostu szkodliwy.
„Cooked” nie oszczędza cywilizacji przemysłowej, ukazuje jej wady, ale nie piętnuje. Pallin nie wygłasza moralnych kazań, jednak oczywiste jest, że próbuje zachęcać i pokazywać wartość tradycyjnego gotowania. Gotowania, w którym dobry produkt jest kluczowy, a jego znajomość tworzy związek człowieka z naturą, która nas żywi. Ser kupiony w sklepie, zdjęty z półki, przygotowany w fabryce nie daje możliwości zrozumienia, że w ostatecznym rozrachunku wszystko, co mamy, zawdzięczamy przyrodzie, która nas żywi. Uprzemysłowienie odrywa nas od korzeni i podstawowej prawdy, że jesteśmy wciąż zależni do przyrody. W miastach, samochodach, hipermarketach możemy żyć w złudzeniu, że jesteśmy od przyrody oddzielni. Jednak nie jest to prawda. „Cooked” pokazuje, że tradycyjny sposób gotowania, świadomy tej zależności, wyposażony jest w wiedzę o tym ile wysiłku należy włożyć w hodowlę zwierzęcia lub uprawę prawdziwych, zdrowych warzyw. To buduje szacunek do jedzenia, ale też do natury, z której ono pochodzi. Oderwanie od natury powoduje, że żyjemy w coraz bardziej niebezpieczniej iluzji niezależności od niej. I płacimy za to coraz wyższą cenę. Dusimy się smogiem, chorujemy od przetworzonej żywności nafaszerowanej chemią, jemy plastikowe ryby. Spożywamy też posiłki szybko, oddzielni od rodziny i przyjaciół, często przykuci do telewizora lub telefonu.
„Cooked” proponuje zmianę tego sposobu życia. Trudno nie lubić narratora tego serialu – Michaela Pallina, który jest ciepłym, wyrozumiałym człowiekiem, dalekim od potępiania kogokolwiek, który próbuje zarazić innych swoją miłością do gotowania. Zaprasza też do programu ludzi, którzy dzielą z nim tę pasję. Dzięki temu poznajemy prawdziwych mistrzów swojego fachu. Łączy ich wspólnota wartości i chęć zachowania przy życiu tradycyjnej magii gotowania. Dodatkowo zdjęcia i formuła serialu są naprawdę piękne. Widać, że przygotowany został starannie i pieczołowicie. Przyjęta przez twórców serialu (Michael Pallin & Alexa Gibney) konwencja czyni motywem przewodnim żywioły, które są kluczowymi elementami gotowania. Rozpoczynamy naszą podróż od żywiołu ognia, który jest źródłem gotowania – to temperatura jest przyczyną, dla której odprawia się cała alchemia przemiany surowego produktu w zupełnie inny, nowy produkt, który jest pełnowartościowym posiłkiem. Jest to podróż fascynująca i inspirująca. W moim przypadku serial dał możliwość uporządkowania wiedzy, która do tej pory dość chaotycznie latała mi po głowie i wzbudził jeszcze większą chęć gotowania. Od jakiegoś czasu przygotowuję posiłki do pracy i staram się robić to świadomie, korzystając w jak najmniejszym stopniu z produktów przetworzonych. Całkowicie zgadzam się z tezą, że gotowanie jest dużo prostsze i mniej czasochłonne niż ludziom się wydaje. Zanim zaczęłam gotować regularnie też wydawało mi się, że nie mam na to czasu, a teraz wiem, że przygotowanie własnoręcznie kolacji na przykład fasoli w pomidorach czy domowego hummusu zajmuje 10 minut. Naprawdę nie ma sensu kupować gotowego jedzenia z pudełka.
Mam nadzieję, że „Cooked” obejrzy jak najwięcej ludzi i stanie się dla nich inspiracją nie tylko do gotowania, ale spojrzenia na ten proces z szerszej perspektywy. W dużej mierze jest to serial, który mówi o tym, co czyni nas ludźmi. Jest w nim też coś magicznego, tak że od pierwszych minut zupełnie mnie zaczarował i w ciągu trzech dni obejrzałam całość. Od jakiegoś czasu myślałam, żeby na blogu pisać o trochę więcej o jedzeniu. Stąd pomysł na cykl, który będzie koncentrował się wokół tego tematu. Chciałabym też podzielić się prostymi przepisami, które znalazłam w książkach, sieci lub sama wymyśliłam itp., które są łatwe i udowadniają, że gotowanie to nie jest żadne rocket science. Nie trzeba być masterchefem żeby przygotować w domu dobrą kolację. Na przykład:
Superłatwa pasta z awokado
Trudno znaleźć mi pochodzenie tego przepisu. Jest to bardzo prosta, najprostsza wersja guacamole. Składa się na nią w zależności od potrzeb ilościowych: jeden lub dwa awokado; tyle ile potrzeba dla ostrości cebulki szalotki, bardzo drobno pokrojonej; jeden pomidor drobno pokrojony (może być z pestkami, lepiej żeby był bez, ale ja często nie bawię się w ich wyjmowanie, po prostu pasta jest wtedy trochę rzadsza). Awokado należy oczywiście obrać, pokroić, wszystko razem wymieszać, zmiażdżyć widelcem na masę w miarę gładką, dodać trochę oliwy (może być czosnkowa), sól, sok z cytryny (ja dodaję sporo, ale w zależności kto co lubi) lub sok z limonki. W wersji z limonką jak ktoś lubi może dodać trochę świeżej kolendry. Kolendra należy do ziół, które albo się kocha albo nienawidzi – ja uwielbiam więc chętnie dodaję jej w dużych ilościach. Pasta znakomicie pasuje do grzanek z pieczywa pszenno – żytniego – mogą być z tostera, patelni, piekarnika – jak kto lubi. Całość fajnie spożywa się z pokrojonymi w cząstki pomidorami skropionymi cytryną i solą. Czy może być coś prostszego?