Selfie, tak popularne ostatnimi czasy, nie jest żadną nowością. Ludzie od wieków próbują utrwalić swój wizerunek. Dawniej, aby tego dokonać, trzeba było zlecić wykonanie dzieła rzemieślnikowi lub artyście. Obecnie jest to dużo łatwiejsze. Sami artyści również nie byli wolni od tej pokusy. Autoportrety malarzy pojawiały się w sztuce europejskiej już w średniowieczu. W dobie renesansu były już na porządku dziennym. W tym czasie profesja malarska zmieniała swój status, a malarze z rzemieślników stawali się celebrytami. Caravaggio na początku XVII był jedną z największych gwiazd Rzymu, chociaż jego start w tym mieście nie należał do łatwych. Z tego wczesnego okresu pochodzi jeden z najsławniejszych autoportretów Caravaggia:
Chory Bachus
Artysta przedstawił na tym obrazie samego siebie jako Bachusa – greckiego boga wina i płodności. Malarz pozuje do autoportretu z charakterystycznym atrybutem tego boga – kiścią winogron. Portret jest dwuznaczny. Młody Bachus kieruje spojrzenie w stronę obserwatora, jednak reszta jego sylwetki nie jest otwarta w kierunku widza. Wydaje się, że artysta nie do końca potrafi odsłonić się przed publicznością lub coś ukrywa. Jednocześnie lekko rozchylone wargi mają wyraz lubieżny, jakby malarz trawiony był nie tylko gorączką ciała, lecz także ducha. Przypuszcza się, że Caravaggio namalował swój wizerunek podczas choroby lub w niedyspozycji spowodowanej libacją urządzoną poprzedniego wieczoru. W każdym razie nie jest to Bachus, który tryska witalnością. To słaby bóg, który ma siłę jedynie na lekki uśmiech. Znakomicie akcentuje to niebieskawy odcień skóry i ust, który została użyty również w celu podkreślenia mięśni. Pomimo tego portret ma w sobie erotyczny posmak, a jego bohater nadal jest piękny, wbrew swoim ułomnościom. Cała biografia artysty naznaczona jest takim właśnie rysem. Caravaggio znany był ze swojego wybuchowego temperamentu. Przez długi czas udawało mu się wychodzić obronną ręką ze skandali i awantur, które prowokował, jednak zabójstwo, którego się dopuścił, prawdopodobnie podczas bójki, skazało go na wygnanie z Rzymu. Drugi z autoportretów, o którym napisze, miał przyczynić się do jego ułaskawienia i powrotu na łono Wiecznego Miasta. Ten obraz to:
Dawid z głową Goliata
Obraz prawdopodobnie został wysłany do znanego konesera sztuki, kardynała Scipiona Borghesa, który miał możliwość wydania wyroku uniewinniającego Caravaggia. Przedstawia Dawida tuż po walce, gdy pokazuje on głowę swojego przeciwnika, zwyciężonego mimo oczywistej przewagi. Twarz Goliata ma rysy Caravaggia. W ten sposób artysta mówi – tak jestem zbrodniarzem, jestem winny, zostałem już jednak wystarczająco ukarany – oto moja odcięta od ciała głowa. W chrześcijaństwie zwycięstwo Dawida nad Goliatem symbolizuje triumf Chrystusa nad Szatanem, można zatem interpretować ten portret jako ukazanie przez artystę zwycięstwa dobra nad złem, przemianę, która się w nim dokonała – jego stara twarz została odcięta jak głowa Hydry. Trudno powiedzieć czy to ten obraz przekonał możnych Rzymu do ułaskawienia, jednak malarzowi udało się je uzyskać. Do Rzymu jednak nigdy nie wrócił. Zmarł po drodze w niewyjaśnionych okolicznościach, prawdopodobnie na jakąś formę gorączki. Przedstawienie wysłane do Rzymu jest bardzo wyraziste, głowa Goliata namalowana naturalistycznie, jest wręcz brutalnie dosłowna. Twarz wyraża rozpacz i przerażenie. Wiemy, że malarz bał się wyroku śmierci, który został na niego wydany. To oblicze osoby ściganej i świadomej swojego położenia, która jedyne co może, to zdać się na łaskę swojego sędziego. Obraz należy do późnego okresu twórczości Caravaggia,. Jest to malarstwo nowatorskie, wykraczające znacząco poza swoją epokę. Widać, że malarz stawia tutaj bardziej na wrażenie, jakie ma wywołać jego dzieło niż na wierne oddanie natury.
Dla porównania – poniżej wersja tego samego tematu namalowana przez Caravaggia z mniejszą ekspresją, bardziej wpisująca się w ówczesną konwencję malarską:
Caravaggio stosunkowo często umieszczał swoją podobiznę na obrazach, można go zobaczyć na przykład jako jednego z uczestników biesiady w obrazie „Koncert” (obrazek tytułowy), czy „Salome z głową Jana Chrzciciela”. Jednak dwa wybrane przez mnie autoportrety są klamrą spinającą jego życie – od wczesnej młodości, aż po jego tragiczny schyłek.