– Nie powinnaś się nazywać Calineczka – powiedział do niej duszek kwiatów. – to brzydkie imię, a ty jesteś taka ładna. Będziemy cię nazywali Maja.
Maja siedziała na płatku piwonii i myła rosą swoje małe ciało. Właśnie wygładziła wielkie, przezroczyste skrzydła, które, jak pamiętacie dostała w prezencie od Księcia i opłukiwała drobne stopy wodą. Potem postanowiła jeszcze raz zjechać po płatkach w dół, do kielicha kwiatu, gdzie zebrała się rosa tworząc basen, w którym mogła pluskać się i bawić nie troszcząc o nic, prócz swoich zabaw. Zrobiła ostatni piruet i wyskoczyła z wody unosząc się prosto w powietrze po to, by lekki wiatr mógł wysuszyć krople błyszczące na jej skórze.
– Dzień dobry Maju! – zawołała maleńka pani, która mieszkała w sąsiednim kwiecie.
– Dzień dobry! – zawołała Maja i pomachała jej ręką, a wtedy miła panienka przyfrunęła do niej, wzięły się za ręce i tańczyły ze sobą śmiejąc głośno z radości, że mogą się zobaczyć.
Maja była naga, ale wcale się tego nie wstydziła. Żyła teraz w krainie, w której sukienki nosiło się tylko wtedy, gdy miało się na to ochotę i tylko dlatego, że były ładne. Czasami przypominała sobie czasy, kiedy mieszkała u polnej myszy i najważniejsze było przygotowanie odpowiedniej ilości sztuk odzieży przed ślubem ze starym, nudnym kretem. Śmiała się głośno na to wspomnienie i była wdzięczna, że uniknęła takiego losu.
– Czy piłaś już dzisiaj nektar? – zapytała przyjaciółka.
– Jeszcze nie. – odpowiedziała Maja.
– Może polecimy tam, gdzie rosną winogrona? – zapytała panieneczka i Maja zgodziła się.
To była długa podróż, ale bardzo przyjemna, ponieważ wspaniale jest szybować beztrosko, nie pragnąc niczego poza tym. Winorośl rosła na granicy ich królestwa, oplatała mur, za którym rozciągał się szeroki świat, tak różny od ich domu i niebezpieczny. Czasami siadały na murze, jak teraz i patrzyły – przyjaciółka trochę oszołomiona widokiem, Maja dziwnie spokojna. Najbardziej jednak lubiły latać pomiędzy liśćmi, długo szukając wśród dorodnych gron wyjątkowo dojrzałego owocu, którego skórka byłaby łatwa do rozerwania. Potem wybierały ze środka miękki, słodki miąższ i najedzone kładły się na liściach, żeby zdrzemnąć się trochę. Tym razem zostały dłużej, bo chciały pohuśtać się na długich wąsach winogron.
Po południu Maja wróciła do domu. Zastała swojego Księcia zajętego pisaniem listu skierowanego do wszystkich kwiatowych duszków. List miał być odczytany na wielkim święcie księżyca.
– Dobrze się bawiłaś? – zapytał kiedy ją zobaczył. Słysząc to, uśmiechnęła się. Właśnie dlatego go lubiła – mógł zadać różne pytania: gdzie byłaś?, albo z kim byłaś?, ale wybrał te, na które odpowiedź mówiła o niej najwięcej.
– Bawiłam się wspaniale, byłyśmy przy granicy, a rano wycałował mnie ciepły wiatr, nie obrażę się jeżeli zrobisz to samo.
I Książę pocałował ją, tak jak tego chciała. Długo całował jej plecy, a ona dotykała całego jego ciała. Ręce kładł na jej brzuchu dopiero, gdy już oddychała głęboko i miała oczy zamknięte. Dzięki tej wilgoci, która skraplała się na jej udach rośli oboje. Otwierali oczy, żeby na siebie spojrzeć kiedy byli już bardzo wysocy, tak, że czubki ich głów sięgały nieba. Później leżeli obok siebie długo nic nie mówiąc, bo wypełniało ich szczęście. Tuż przed zachodem słońca Maja przeciągnęła się i zaproponowała:
– Przyniosę miodu.
– Zdążysz zanim zapadnie zmierzch? – zapytał Książę, nie chciał żeby sama wracała po ciemku.
– Pewnie zdążę – odpowiedziała Maja, ale w jej głosie słychać było wahanie, dlatego Książę pofrunął razem z nią.
Lecieli obok siebie, nie spiesząc się i Maja myślała o tym jakie piękne refleksy światło zachodzącego słońca maluje na skrzydłach jej ukochanego. Nie mogła wiedzieć, że on myśli to samo o niej, oboje jednak czuli, że właśnie tak jest. Żadnemu z nich nie przeszkadzało, ze nie ma pewności w głowie, tak wyraźna była pewność w ich ciałach. Na szczęście zastali bramy ula jeszcze otwarte. Nie każdy wie, że Królowa pszczół jest bardzo wymagająca pod względem przestrzegania przepisów i nawet jeżeli strażnicy widzą, że przed bramą stoi przyjaciel, nie otworzą jej, gdy jest to niezgodne z rozkazem. Zamykają ul wraz ze zniknięciem ostatnich promieni słońca za horyzontem i zarządzają ciszę nocną. W przeciwieństwie do ludku zamieszkującego kielichy kwiatów, który jeżeli ma na to ochotę kładzie się spać razem ze świtem, a wstaje po zachodzie, przywiązują wagę do regularnego trybu życia. Książę i Królowa pszczół wielokrotnie w swoich rozmowach poruszali temat różnic w zachowaniu sąsiadujących ze sobą plemion. Wymieniali argumenty, a potem każde pozostawało przy swoim zdaniu i nie gniewali się o to na siebie wzajem. Maja i Książę wiedzieli, że o tej porze nie mogą liczyć na spotkanie z Królową więc poprosili tylko o trochę miodu i polecieli dalej.
Zmierzch był ulubioną porą dnia Mai. Lubiła wszystkie inne, ale ten czas pomiędzy dniem, a nocą wydawał się jej najbardziej urokliwy. Barw na niebie było tak wiele, że można było tańczyć z zachwytu, a jedna przechodziła w drugą niepostrzeżenie i harmonijnie. Wyraźnie słyszało się świerszcze ćwiczące przed koncertem, który miał odbyć się tej nocy z okazji święta księżyca. Maję unosiły do góry nie tylko skrzydła, ale też lekkość, która była wewnątrz niej. Książę weselił się patrząc na nią. Na całej polanie nie było istoty równie uroczej. Maja natomiast uważała, że na całej ziemi nie ma równie wspaniałego Księcia.
Główna ceremonia miała odbyć się nad stawem. Kiedy tam przylecieli wszyscy już zajęli miejsca i czekali tylko na królewską parę. Najpierw świerszcze zagrały symfonię, żeby dodać chwili powagi, potem pojawił się Książę ze swoją żoną. Stanęli pośrodku ogromnego kwiatu nenufaru. Książę miał biały frak, a jego wybranka różową sukienkę z koronek. List napisany specjalnie na te okazję był wzruszający i jednocześnie zabawny. Mówił o tym, że jest dobrze i o tym jak kochamy pełnię za to, że nocą oświetla nasze twarze srebrnym blaskiem. Maja biła brawo Księciu równie głośno jak wszyscy inni i wiwatowała błogosławiąc księżyc. Tylko na krótki moment posmutniała, gdy przypomniała sobie jak przywiązała motyla do liścia nenufaru, a potem porwał ją chrabąszcz i nigdy nie dowiedziała się, jaki był los motyla, czy nie stała się przyczyną jego śmierci. Jednak szybko odegnała zmartwienie – nie pomogłoby przecież motylowi. Bawiła się całą noc. Tańczyli razem z przyjaciółmi walce i rumby, rozmawiali, śmiali się i pili słodkie wino. Wrócili do swego kwiatowego domu dopiero późnym popołudniem i spali do czasu, aż Maja obudziła się nagle w środku nocy, bo wydawało jej się, że słyszy warkot skrzydeł chrabąszcza. Oczywiście to było tylko złudzenie, ale nie mogła już zasnąć. Nie chciała budzić Księcia, lecz ten obudził się sam i zapytał ją co się stało i dlaczego podczas święta posmutniała. Maja początkowo nie chciała nic powiedzieć, ale potem wyznała, że bardzo bała się chrabąszcza, który zabrał ją z liścia nenufary i było jej smutno z powodu motyla.
– Ja nigdy nie byłem poza granicami swojego królestwa – powiedział Książę i w zamyśleniu gładził jej włosy. Nie do końca rozumiał Maję, bo nie znał strachu i nigdy nie rozpaczał, był bowiem królem nieśmiertelnych duszków kwiatów, które żyją na pięknej łące.
Maja szybo zapomniała o tej nocy, bo każdy dzień przynosił ze sobą ogromną ilość przygód, które przysłaniały wspomnienia. Jednego dnia pomagała konwaliom otwierać kielichy, a one dziękowały jej potem delikatną muzyką zapachu. Innym razem czyściła skrzydła żółtym motylom albo bawiła się na ślizgawkach, którymi były długie liście lilii. Jednak Książę nie zapomniał i jego myśli często wracały do historii, którą opowiedziała mu Maja. Zbudził się w nim niepokój, który zaprowadził go na granicę królestwa. Przesiadywał tam godzinami próbując rozeznać na co patrzy, ale pochodził z innego świata i nie mógł wiedzieć, że jest to tylko dom, stodoła i podwórze ludzkiego gospodarstwa. Gdyby zapytał Maję, może potrafiłaby mu wytłumaczyć, że nie ma w tym nic niezwykłego, ponieważ wychowała się w podobnym domu, ale nie zrobił tego i jego niepokój stał się tęsknotą. Pewnego wieczoru powiedział Mai:
– Czuję, że muszę sprawdzić jak wygląda świat poza granicami mojego królestwa.
Maja przestraszyła się bardzo, ale nie okazała tego, tylko zapytała:
– Co zamierzasz?
– Pójdę tam – odpowiedział – i wtedy wiedziała, że jej strach znał tą odpowiedź zanim ją usłyszała.
– Ale tam nie ma nic, co warto byłoby zobaczyć. Nigdzie nie znajdziesz miejsca piękniejszego od tej łąki – powiedziała Maja, ale w głębi duszy rozumiała Księcia, dlatego nie zatrzymywała go dłużej.
Król kwiatowych duszków spakował parę rzeczy i już był gotowy do drogi.
– Nie odprowadzaj mnie – to były ostatnie słowa, które usłyszała przed rozstaniem. Nie odwrócił się, pewnie dlatego, że nie chciał widzieć łez zbierających się w jej oczach. Były zupełnie inne od tych, których powodem był do tej chwili.
Odkąd Książę wyruszył w szeroki świat, Maja nie potrafiła już cieszyć się tak bardzo kwitnącymi barwnie kwiatami i świeżą rosą. Jej zabaw nie rozświetlał śmiech, odzywała się rzadko, ale nie skarżyła się. Cokolwiek by nie robiła – czekała. Przyjaciółki próbowały ją pocieszać, czesały jej włosy i plotły wianki z trawy. Nikt nie mówił o powodach odejścia Księcia, nie pytali też kiedy wróci – dla każdego jego zniknięcie było niespodziewanym szaleństwem. Wrócił po roku i trzech dniach, które Mai wydawały się całym wiekiem. Nie miał jednej ręki. Opowiadał o walce z wielkim węgorzem, podczas której stracił ramię i o niezwykłych miejscach, w których był – karczmach wypełnionych dymem i dużymi ludźmi, czy drogach, które docierają wszędzie i o tym jaki wielki jest świat. Jego lud słuchał uważnie, bo mówił prawie tak pięknie jak wtedy, gdy czytał list napisany na święto księżyca. Jego opowieści były dziwne i pojawiały się w nich słowa oraz uczucia, których nie znali, ale przyjęli je jak własne ponieważ ich serca były otwarte niczym kielichy kwiatów, w których mieszkali.
– Nie masz do mnie żalu? – zapytał Książę, gdy znaleźli się z Mają sami.
– Nie. – odpowiedziała i kochali się nawet mocniej i głębiej niż przedtem. I życzę wam, żebyście też tak potrafili.