Baśnie Hansa Christiana Andersena poznałam w przedszkolu. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Do naszej grupy w zerówce przyszła inna pani, w zastępstwie. Powiedziała nam, że dzisiaj poczytamy książkę. Takie zajęcia mieliśmy pierwszy raz więc byłam zaciekawiona. Wszystkie dzieci usiadły na wykładzinie a pani zaczęła czytać. Wybrała baśń „Dziewczyna, która podeptała chleb”. Po prostu czytała. Nie przypominam sobie, żeby w mojej grupie była kiedykolwiek taka cisza jak wtedy. Wszyscy byliśmy zasłuchani tak bardzo, że świat nie istniał dla nas. Była tylko opowieść i jej siła, której wszyscy ulegliśmy. Opowieść tak niesamowita, że siedzieliśmy jak zaczarowani. Na końcu w moich oczach pojawiły się łzy i pierwszy raz w życiu, dzięki tej baśni, przeżyłam coś co starożytni Grecy nazywają katharsis. Czułam się niesamowicie. Chciałam, żeby ta pani została naszą panią i żeby często czytała nam baśnie. Kiedy wróciłam do domu poprosiłam mamę, żeby kupiła mi „Baśnie” Andersena i mama oczywiście to zrobiła. Pamiętam, że byłam trochę rozczarowana, bo książka miała inną okładkę, niż ta, którą czytała nam pani – bordową z panem na ośle na bujanych nogach, zamiast okładki z wielkim reniferem. Mama wyjaśniła mi, że w księgarni była książka tylko z takimi okładkami, a ja z czasem doceniłam ilustracje Pauliny Garwatowskiej, do wydania Państwowego Instytut Wydawniczego z 1988 r. Od tego czasu wracam do „Baśni” Andersena często.
Jest pewne ważne zastrzeżenie. „Baśni” Andersena absolutnie, pod żadnym pozorem, nie można czytać w przekładzie innym niż Beylin i Iwaszkiewicz. Lepsze tłumaczenia, jestem o tym przekonana, nie powstały. A są tłumaczenia, które sprowadzają „Baśnie Andersena” do zwykłych bajek dla dzieci i czytanie tych tłumaczeń przez dorosłych odbiorców, nie ma sensu. Sam Hans Christian pisał w listach o tym, że jego baśnie posiadają drugie dno, czytelne jedynie dla dorosłych. Dzieci znajdą w nich fabułę, a dorośli dodatkowy przekaz, bo pisał tak” „aby i dorosłym od czasu do czasu podsunąć jakąś myśl”. Jest tych myśli, podsuniętych, wiele. W „Królowej śniegu” np., baśni o ocaleniu przez miłość, Mała Rozbójniczka mówi go Gerdy:
– Musisz przespać się w nocy obok mnie, razem ze wszystkimi moimi zwierzątkami.
I dalej:
Tam siedzą leśne dzikusy .(…). Musimy ich pilnować, to są kanalie z lasu, uciekają, gdy tylko nie są dobrze zamknięte .(…).
Trudno nie odnieść wrażenie, że dzikusy reprezentują tą stronę psychiki rozbójników, która czyni ich rozbójnikami. Albo opowieść o bałwanie, który zakochał się w piecu. Każdy przyzna, że to bardzo niefortunna miłość jeśli jest się bałwanem. Na końcu, kiedy to bałwan topnieje na wiosnę, okazuje się, że miał w środku pogrzebacz. Biedny bałwan.
W baśni „Igła do cerowania” znajdujemy taki oto opis:
Pewnego dnia zabłyszczało coś cudnie obok niej; igła do cerowania myślała, że to brylant, ale był to tylko kawałek stłuczonej butelki; ponieważ jednak błyszczał, igła do cerowania przemówiła do niego i przedstawiła mu się jako broszka.
Kto z nas nie nabrał się kiedyś na kawałek stłuczonej butelki, którą wziął za brylant? Andersen jest zresztą mistrzem jeżeli chodzi o obserwacje społeczeństwa i jego teksty pozostają aktualne. Świetna pod tym względem jest prześmiewcza „Plotka”, „Świniopas” czy „Wicher przemienia szyldy”.
Są też w u Andersen baśnie melancholijne, a nawet smutne. Opowiadają o tym aspekcie naszej ludzkiej rzeczywistości, o którym mówimy – zło tego świata – niedociągnięcia i małe podłości, obojętność i osamotnienie. Jednak nigdy nie są to opowieści pozbawione nadziei i w końcu nawet te historie przynoszą pocieszenie. Zwłaszcza, że opowiadający jest pogodzony z takim porządkiem rzeczy, jakby mówił – tak to właśnie wygląda, ale dajemy radę, idziemy dalej, za zakrętem jest światło. Nawet jeżeli to światło to babcia, która zabiera dziewczynkę z zapałkami do miejsca gdzie:
już nie było ani chłodu, ani głodu, ani strachu (…).
We wstępie do „Baśni” Jarosław Iwaszkiewicz opisuje twórczość Andersena cytatem z jednej z jego baśni:
Kwitnę radości, inaczej nie umiem. Słońce grzało mocno, powietrze było orzeźwiające, piłem jasną rosę i nocny deszcz, oddychałem, żyłem. Z ziemi wznosiła się ku mnie siła, odczuwałem szczęście, coraz to nowe, wzrastające szczęście, dlatego musiałem ciągle kwitnąć, to było moje życie – inaczej nie mogłem.
I dzięki temu życiu, które tworzyło, kwitło możemy wciąż obcować z prawdziwymi brylantami jego baśni.