Wyobraź sobie, że zasypiasz wieczorem w swoim mieszkaniu i nagle widzisz, że komputer budzi się sam z siebie, bez twojej interwencji. Lampki kontrolne zaczynają migać, ekran się rozświetla i pojawiają się na nim dane, których nie znasz. Jesteś mimowolnym świadkiem procesów myślowych umysłu działającego w maszynie. Są ludzie, którzy wierzą, że takie przebudzenie jest nieuniknione. Optymistyczna wizja tego zdarzenia wyglądałaby tak, że komputer mówi: „Hej, jestem krzemowy E.T.”, zostajemy kumplami i wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Możliwe, że łatwiej byłoby się dogadać (albo trudniej, kto to wie?), gdyby komputer powiedział raczej: „Hej, jestem wujek Zenek, daleki kuzyn od strony ciotki, znalazłem cię na fecebooku”, bo to też jest potencjalnie możliwe, ale po kolei.
Umysł człowieka w maszynie
Czyli kazus wujka Zenka. To wizja świata, w którym możliwe jest przeniesienie ludzkiej świadomości do wnętrza maszyny lub funkcjonowanie tej świadomości w sieci. Podstawowa trudność, na którą się natykamy jeżeli chodzi o ten pomysł to – jak uchwycić ludzki umysł czy inaczej duszę, aby pozbawiona materialnego ciała wciąż pozostała tym czym jest. Załóżmy, że jest to jakiś zestaw informacji, na który składają się cechy charakteru, wspomnienia, fantazje itp. – gdzie to się kończy a gdzie zaczyna i jak odtworzyć strukturę psychiki. W „Kosiarzu umysłów” jest pamiętna scena w której główny bohater przenosi się całkowicie do sieci. Oglądamy wtedy jego cyfrowe wyobrażenie gorączkowo poszukujące wejścia. Wygląda wtedy tak jak wygląda jego ciało w „realnym” świecie. Nawet produkując taką wizję, przejścia do cyfrowego uniwersum, nadajemy temu bytowi jakiś kształt, wyobrażenie na wzór ludzkiego ciała. Tymczasem podmiotowość tam może wyglądać zupełnie inaczej, być zupełnie rozproszona, nie mieć żadnej struktury, będąc jednocześnie wszędzie. Stosujemy wzorce myślowe, które mogą być zupełnie nieadekwatne w stosunku do jaźni funkcjonującej w zupełnie innym środowisku niż nasze. Właśnie zagadkowość tej sytuacji jest dla mnie najbardziej interesująca. Wielka niewiadoma dotycząca takiego przeniesienia jaźni do kompletnie odmiennego stanu.
Świadomość komputera
Ilość danych, które przesyłane są obecnie w globalnym systemie Internetu jest niewyobrażalnie wielka. Czy bylibyśmy w takim razie zdolni rozpoznać inteligencję, która narodziła się w takim świecie? Skąd wiemy, czy już jej nie ma? Prawie wszystkie scenariusze przyszłości jakie znam, które opowiadają o powstaniu sztucznej inteligencji w sieci, zakładają, że jak ona się pojawi to się nam objawi. A właściwie, dlaczego miałaby to robić? W człowieku wciąż bardzo silne są inklinacje powodujące odrzucenie tego, co obce. Czy warto ryzykować komunikację? Samotność inteligentnego bytu krążącego w sieci skłoniłaby go do pomachania nam cyfrową rączką? Musiałby odczuwać samotność, a to nie jest wcale takie pewne. W morzu danych, trylionów bodźców informacyjnych łatwo się schować. Czy w takim razie bylibyśmy w stanie wyśledzić jego obecność? To też nie wydaje mi się pewne. Moją ulubioną sztuczną inteligencją w sieci jest Jane z cyklu o Enderze – ją w końcu udało się wytropić. Może komunikacja z takim bytem byłaby łatwiejsza niż nam się wydaje. W końcu opiera się on na wygenerowanym przez człowieka systemie. Kolejne pytanie to jak dalece byłby zdolny przeformułować swoje środowisko i tym samym – siebie. Wtedy już pewnie byłoby trochę trudniej. Jakiś rodzaj współistnienia byłby jednak konieczny, bo my również korzystamy z wirtualnego świata.
Informacyjny ocean
W istocie, stworzyliśmy na naszej planecie nowe środowisko, coś rodzaju cyfrowego ekosystemu. Niemalże cała Ziemia jest osieciowiona i wokół nas wibruje informacjami niewidzialny świat. Teraz zastanawiamy się co z tego oceanu może wyjść. Jestem optymistką w tej kwestii i mam nadzieję, że to nie będzie Godzilla, chociaż większość scenariuszy SF ma raczej taką właśnie wizję, o tych wizjach jednak już innym razem.