Relacje

„Locke & key” czyli kolejny dobry serial Netflixa

„Locke & key” opiera się na znanym schemacie: po stracie ojca rodziny mama z trójką dzieci przeprowadza się żeby zacząć wszystko od nowa. Nowe miejsce zamieszkania to stary, rodzinny dom jej męża, który może kryć tajemnicę jego tragicznej śmierci. Okazuje się jednak, że dom skrywa więcej sekretów niż rodzina mogłaby przypuszczać. Szybko okazuje się, że na jego terenie znaleźć można magiczne klucze o rozmaitych właściwościach. I tutaj robi się naprawdę ciekawie.

Podstawowa opowieść o losach rodziny staje się pretekstem do eksplorowania pomysłów na magiczne zastosowanie kluczy. I to jest najlepsza część całego serialu. Uwielbiam historie dające pole do popisu wyobraźni. Motyw kluczy jest wyjściem do nieograniczonej zabawy świata fantazji. Na przykład klucz głowy pozwala na wejście w psychikę człowieka, którego głowę się otwiera. Dzięki niemu możliwa jest obserwacja wewnętrznego świata jednostki i dokonywania w nim zmian. Bardzo ciekawy wątek, na który proponuję zwrócić uwagę, to konsekwencje usunięcia z głowy strachu. Naprawdę intryguje mnie jak to się dalej rozwinie. Dodatkowo niektóre sceny przypominają mi „Parnassus” Gilliama co niewątpliwie jest zaletą. Podobna jest estetyka i surrealistyczny ton. Na tej płaszczyźnie serial radzi sobie bardzo dobrze. Można byłoby przyczepić się trochę o poziom, nazwijmy go, obyczajowy filmu, który ukazuje relacje rodzinne i międzyludzkie. Zdarzają się dialogi lekko sztuczne, ale jest to niemalże niezauważalne. Poza tym dla mnie akurat ta warstwa jest znacznie mniej istotna i myślę też, że nie jest to produkcja która ma jakieś większe ambicje dramatyczne. Tutaj liczy się przygoda, a jak na razie (jestem na 8 odcinku), w tym zakresie serial radzi sobie świetnie.

Ponadto realizacja i efekty są na bardzo dobrym poziomie. Tym bardziej dziwią mnie teraz niedoróbki w „Wiedźminie”, bo okazuje się, że Netflix umie wykonać dobre efekty specjalne więc „what the fuck?”. Obraz i scenografia to też są dobre strony tej produkcji. Twórcom serialu udało się umiejętnie wykorzystać potencjał starego domu dla stworzenia klimatu tajemniczości i grozy. Netflix czerpie przy tym garściami z klasyki gatunku niesamowitych opowieści, szczególnie Edgara Allana Poe. Chyba tak właśnie wyobrażałam sobie dom Usherów. Jednocześnie serial nie epatuje brutalnością, a elementy horroru, na szczęście, przypominają bardziej XIX w. klasykę gatunku niż współczesne historie.

Serial dobrze ogląda się wieczorem, koniecznie w klimacie świec, lampek i może kieliszka czerwonego wina z gorzka czekoladą. Niektórych filmów nie powinno się oglądać za dnia. Mrok to najlepszy czas żeby otworzyć zamki i tajemne komnaty.