Podziwiamy ich obrazy, ale fascynujące też bywają dla nas ich awanturnicze życiorysy. Romantyczne legendy malarstwa. Wolni jak ptaki członkowie artystycznej bohemy, nie przejmujący się społecznymi konwenansami. Żyjący często w biedzie, lecz prowadząc życie barwne i ekscytujące. Nieodłączną częścią spuścizny van Gogha na przykład jest opowieść o tym, że odciął sobie ucho. Jego szaleństwo, do pewnego stopnia, uczyniło go sławnym. Czy na pewno jest się czym zachwycać jeżeli chodzi o taki życiorys?
Zacznijmy od Van Gogha właśnie. Zanim został zawodowym malarzem próbował swych sił w różnych profesjach – chciał zostać duchownym, potem handlarzem dzieł sztuki. Nie potrafił jednak poradzić sobie z żadnym przedsięwzięciem. Ten niezwykły malarz o wspaniałej wyobraźni tworzący wibrujące, żywe obrazy, przez całe życie pozostawał na utrzymaniu starszego brata Theo van Gogha. Teraz jego dzieła sprzedają się za olbrzymie pieniądze i jest uznanym, podziwianym artystą. Jednak pamiętajmy, że ta sława przyszła dopiero po jego tragicznej śmierci. Korespondencja między nim, a bratem, który finansował jego egzystencję, w wielu miejscach odsłania oblicze człowieka, nie tylko życiowo nieporadnego, ale też zdolnego do emocjonalnego szantażu, w celu uzyskania dochodu. Partiami ma się wrażenie, że mamy do czynienia z niezrównoważonym dzieciakiem, któremu brak kontaktu z rzeczywistością, potwornie egoistycznym. Z jednej strony, wielki, niezrozumiały artysta, z drugiej jednak, człowiek pasożytujący na swojej rodzinie. Dopiero samobójcza śmierć wzbudziła zainteresowanie jego pracami. Była ostatnim aktem osobistego dramatu człowieka, głęboko samotnego i niezrozumianego, który chwile radości, czasami wręcz ekstatycznej odnajdował właściwie jedynie w malowaniu. Stopniowo jednak jego energię pożerało poczucie odrzucenia i toczące jego umysł szaleństwo. Pochylamy się nad jego losem, bo w końcu doceniono jego talent i jest uznawany za jednego z największych malarzy w dziejach. Ilu ludzi przeżywających podobne dramaty, znika w cieniu historii – anonimowo. Brat Vincenta – Theo Van Goch również popełnił samobójstwo, jednak o nim pamiętamy tylko przez wzgląd na brata.
Paul Gauguin, w pewnym okresie towarzysz van Gogha, pośrednia przyczyna odcięcia sobie przez van Gogha kawałka ucha (bezpośrednią był postępujący obłęd), to również barwny życiorys. Najbardziej chyba znane obrazy Gauguina to płótna z czasów jego pobytu na Tahiti. Niektóre z nich to arcydzieła. Życie Gauguin to gotowy scenariusz na film biograficzny. Nikt, by się na nim nie nudził. Był wnukiem walczącej o prawa robotników aktywistki. Dzieckiem wcześnie owdowiałej kobiety żyjącej w nieformalnym związku, jako kochanka, zamożnego człowieka. Pracował fizycznie jako marynarz, przepłynął pół świata. Działał też jako doradca finansowy. Dobrze sytuujący go zawód (zdobyty zresztą dzięki protekcji przyjaciela matki), porzucił na rzecz zostania zawodowym malarzem. Bardzo odważna decyzja i ryzykowna, oklaski. Niestety ta niezwykle odważna decyzja spowodowała, że żona Gauguina została zmuszona do samodzielnego utrzymywania piątki dzieci. Wielki artysta nie był tak do końca w porządku w stosunku do bliźnich, prawda?. Zmieniał miejsca zamieszkania, bawił się, miał kochanki, podróżował, w tych wojażach jednak zapominał o Kopenhadze gdzie mieszkała żona z dziećmi. Zresztą skutkiem tego rodzaju życia było zarażenie się syfilisem, który jest ciężką, zjadającą ciało chorobą. Mimo świadomości tego, że syfilis przenosi się przez stosunek płciowy, Gauguin nie zaniechał aktywności w tej sferze i nie informował partnerek o ryzyku. Uwielbiam jego malarstwo, ale doprawdy, nie chciałabym mieć z tym panem do czynienia.
Kolejny romantyczny bohater artystycznej bohemy – Amedeo Modigliani. Chodząca definicja ekscytującego kochanka ze świata sztuki. Wczesne śmierci wydają nam się pociągające, interesujące, często przyczyniają się do rozwoju wspaniałej legendy artysty. Tak jest też w przypadku Modiglianiego. Co jednak romantycznego jest w takiej śmierci – zmarł na gruźlicę, której rozwój przyśpieszył styl życia, w którym dominującym akcentem były używki. Jego kobieta, Jeanne Hébuterne, obsesyjnie w nim zakochana, mimo, była wtedy w drugiej ciąży, wyskoczyła oknem zabijając siebie i dziecko.
Barwne życiorysy okazują się być barwne z daleka. Kiedy przyjrzeć się bliżej okazuje się, że często ta kolorowa fiesta, życie sztuką i alkoholem, jest krzywdzące dla bliskich tym ludziom osób. Że gdzieś w tle tych wspaniałych, awanturniczych życiorysów są jakieś zdradzane, osamotnione żony, kochanki, nieuregulowane zobowiązania finansowe. Trochę jak z Hamletem – jaka wielkość myśli proszę Państwa, a jednak gdzieś tam jest uporczywie nieładny obraz nieszczęsnej Ofelii.