Relacje

Ptaki, które nas odwiedzają

Rankiem ogród rozbrzmiewa śpiewem ptaków. Ze wszystkich kątów słychać ćwierkania, skrzeczenia, popiskiwania i trela.

Mnóstwo ptasiego tałatajstwa chowa się po krzakach i w koronach drzew. Cieszy mnie ich obecność. Nie wyobrażam sobie świata bez tego ptasiego hałasu, który jest życiem.

Czego tutaj już nie było. Kiedyś zimą wstałam wcześnie rano i piłam kawę wyglądając przez okno. Nagle za szybą, tuż przed moim nosem, przemknął skrzydlaty drapieżnik ścigający sikorkę. W ostatniej chwili udało się jej schować między gałęzie bzu rosnącego przy płocie.

Teraz jednak jest lato. Szpaki przestały już mnie irytować swoim bezczelnym złodziejstwem. Po prostu skończyły się czereśnie, nie ma czego kraść, więc już nie przylatują. Za to pojawili się nowi lokatorzy. Podejrzewam, że para założyła tutaj gniazdo na jednej z brzóz czy akacji. Strasznie się drą, szczególnie rano. Widać są przekonane, że to ich terytorium i już. To stosunkowo duże, brązowe ptaki, mniej więcej wielkości wrony, z czaro – białym wzorem na skrzydłach i śladami błękitu. Sprawdziłam w atlasie i prawdopodobnie jest to sójka, jak piszą – mało wybredna w doborze środowiska. Miło mi. Czyli wszędzie wlezą, wlazły i tu. Jest też dość odważna jak na dzikiego ptaka i wyjada bez skrępowania kotom resztki żarcia z miski. Zresztą nie tylko sójka. Resztki wyżerają też sroki i gawrony o lśniących piórach. Te ostatnie zresztą są najbardziej inteligentne i podkradają kawałki jedzenia, zabierając je pomiędzy gałęzie. Nigdy nie zostają na dłużej w pobliżu miski. I słusznie. Podwórkowe koty tylko wyglądają na rozlazłe, ale potrafią być bardzo skuteczne, czego świadectwo dają podrzucając od czasu do czasu pod schodami ptasie trupy. Radziłabym więc uważać wszystkim skrzydlatym gościom. W poprzedni łikend na przykład, na murku odgradzającym nas od sąsiadów miłosną sesję postanowiły sobie urządzić bażanty. Czarna kotka szybko zorientowała się, że na płocie baraszkuje sobie żarcie i wzięła się do roboty. Zaszła je z lewej flanki, ale miała pecha tym razem, bo ptaki skończyły szybko migdalenie i oddaliły się w sobie znanym kierunku, zapewne na pobliskie pola. I dobrze, bo nie chciałabym być świadkiem tego jak łowna jest czarna kotka. Niejeden ptak już się o tym przekonał.

Najwspanialsze są jednak bociany w locie. Często zdarza się, że krążą nisko nad podwórkiem. Wtedy można wyraźnie zobaczyć jakie to wielkie, majestatyczne ptaki. Czułabym się zaszczycona, gdyby się sprowadziły, wiem jednak, że nie ma tutaj wystarczająco wysokiego miejsca dla nich. Pocieszam się, że bociany rezydujące na słupie telegraficznym przy drodze przecinającej wieś, są tak jakby wszystkich. Mają w tym roku dwa młode. Stary pod koniec sezonu zazwyczaj nie mieści się już w gnieździe i stoi sam na jednej nodze słup dalej. Śmiesznie to wygląda i jakoś pocieszająco. Jak rodzaj stałego elementu w naszym obłąkanym życiu. Bocian wracający co roku na to samo miejsce. Dopóki wraca jest nadzieja, że będzie dobrze.

Nie jestem jakimś obsesyjnym obserwatorem ptaków. Nie śledzę ich z kamerą czy aparatem, nie podglądam miejsc lęgowych i nie znam intymnych ścieżek życia tych stworzeń. To, co de facto najbardziej mnie fascynuje to ich sposób poruszania się. Dla nas naturalne jest chodzenie po ziemi, akurat, tak się składa, na dwóch kończynach. Nie sprawia nam to trudności, jak oddychanie. Dla nich równie naturalne jest latanie. Wyobraź sobie jakby to było gdyby twoim przyrodzonym sposobem poruszania się było latanie właśnie. Cała, bezmierna przestrzeń nieba należałaby wtedy do ciebie. Czy można być bardziej wolnym? Nie zazdroszczę im jednak i nie pragnę tego, co nie było mi dane, nawet jeżeli sny o lataniu należą do najlepszych jakie miałam. Dziękuję za to, że mam zdrowe nogi, z których mogę do woli korzystać, na przykład udając się na wieczorny spacer. Co właśnie zamierzam uczynić. Może będę miała okazję zobaczyć jakiegoś nieznanego mi jeszcze ptaka?