Co bardziej starszawi na pewno pamiętają serial animowany „O czym szumią wierzby”. Emitowany był jako dobranocka w latach 80 – tych XX w. i został zdjęty z anteny na skutek licznych protestów rodziców. Bo dzieci bajki zwyczajnie się bały.
Wielu z moich znajomych nie wspomina dobrze tej historyjki. Była potem nadawana w innych godzinach, ale wciąż w dzieciach budziła grozę. Przyznaję, że ja lubiłam „O czym szumią wierzby”. Chyba byłam mało lękliwa jako dziecko – nie przerażała mnie rosnąca i kurcząca się Alicja z Krainy Czarów, zwierzaki z „O czym szumią wierzby”, a nawet Buka z Muminków. Muszę jednak powiedzieć, że znam takie książki dla dzieci, które są:
Niekoniecznie dla dzieci
„O czym szumią wierzby” Kennetha Grahame’a przeczytałam kiedy byłam już osobą, można powiedzieć, dorosłą. Siegnęłam po nią z powodu sentymentu do wyżej wymienionego serialu, który pamiętałam z dzieciństwa. Stwierdziłam szybko, że właściwie trudno uznać tą książkę za lekturę skierowaną dla dzieci. Szczególnie kiedy czyta się „The Wind in the willows” w oryginale, ma się wrażenie, że ta książka zwyczajnie do dzieci nie trafi. Może być natomiast przyjemną powieścią na długie, chłodne wieczory dla dorosłego. Nawet styl w jakim jest napisana może utrudniać dziecku przyswojenie treści. To niewątpliwie bardzo dobry styl, ale trudno go uznać za prosty i przystępny. Wydaje się jakby opowieść snuł angielski właściciel ziemski, gdy dzieje się jakieś party w wielkim, starym dworze, a gentlemani popijają gin. Ten elokwentny ziemianin, który jest naszym narratorem, pod pretekstem opowiastki o zwierzątkach, które żyją sobie nad rzeką i przeżywają różne przygody opisuje swoje najbliższe otoczenie dając:
Dobry obraz obyczajowy społeczeństwa
Bohaterowie powieści przypominają członków jakiegoś angielskiego klubu, który gromadzi najbardziej barwne (i znaczące) osobowości okolicy. Charakterystyki postaci mimo, że wpisane w angielski krajobraz są uniwersalne i wciąż aktualne. Dziecko nie zrozumie wszystkich niuansów, które pojawiają się w opisach tych osobowości. Galeria bohaterów świetnie bowiem odmalowuje podstawowe typy ludzkie, z którymi stykamy się w życiu. Jest więc:
Borsuk – postać silna, lider, który nie chce wziąć na siebie ciężaru dowodzenia, lecz i tak zawsze, szczególnie w kryzysowych sytuacjach musi przejąć ster. Na co dzień separuje się od ludzkiej społeczności, nie znosi tłumu, żyje w domu na odludziu, z dobrze zaopatrzoną spiżarnią (muszę przyznać, ze opisy domu Borsuka należą do moich ulubionych, bo jest w nich ciepło charakteryzujące gospodarstwo prowadzone z miłością). Borsuk jest stateczny, odpowiedzialny i zawsze można na nim polegać, ale potrafi też być groźny. To nie jest osobnik, któremu chciałoby się wejść w drogę.
Kret – to taki miły facet. Spokojny, łagodny, przyjacielski, dobrze dogaduje się z innymi zwierzętami (znamy takich prawda?). Bywa trochę naiwny, bo ma dobroduszną naturę, ale nie jest też osobą, którą łatwo wykorzystać. Kiedy trzeba potrafi wykazać się też sprytem, chociaż ogólnie taki fajny misiek z niego.
Szczur (wodny) – prawdziwy artysta i marzyciel. Taki typ trochę oderwany od rzeczywistości, obdarzony dużą fantazją. Stanowi w pewien sposób element łączący wszystkich przyjaciół w rodzaj wspólnoty. Bez niego pewnie nie byłoby klubu zwierzątek nad rzeką.
Ropuch – ten jest okropny nawet w książce, nie mówiąc już o serialu animowanym. To nadęty koleżka, nadziany dziedzicznymi pieniędzmi i przekonany, że wszystko mu wolno. Jest rozrzutny, niefrasobliwy i ma chore pomysły, które powodują, że pakuje się w jakieś afery, z których reszta towarzystwa musi go wyciągać. Każdy z nas ma przynajmniej jednego znajomego w typie Ropucha, który dzwoni na przykład o drugiej w nocy bo coś mu się wydarzyło i trzeba go w biedzie poratować. I tak co jakiś czas, bo takie stany Ropuch ma wpisane w strukturę osobowości. Szczególnie zabawne są sceny, w których przyjaciele próbują przywołać Pana Ropucha do porządku i wybić mu z głowy jego szalone pomysły. Kiedy trochę już przeżyliśmy, wiemy, że to rzadko kończy się sukcesem i tym bardziej nas te próby bawią.
Łasice i inne kuny czy tchórze – czyli zestaw postaci „złych”. Postacie, o których tutaj mowa nie przedstawiają de facto zła w sensie moralnym. Dzięki temu są bliższe rzeczywistości, z która na co dzień mamy do czynienia. To kolejna przyczyna, dla której „O czym szumią wierzby” to raczej nie jest książka dla dzieci. Spodziewamy się, że w książkach dla dzieci zło powinno być jednoznaczne i w miarę oczywiste. Tymczasem łasice i inne osobistości tego typu to postaci, które knują. Działają podstępem, za plecami, robią jakieś ruchy i nielegalne przejmują lokal, na przykład. Wprawdzie potem trochę sobie postrzelają i tym podobne, ale w końcu, kiedy pokazać im gdzie ich miejsce, można nawet się z nimi dogadać i jako tako poumawiać na w miarę pokojową egzystencję.
Osobiście mnie ta galeria postaci wzrusza, bawi i wydaje interesująca, szczególnie z powodu porównania ich do rzeczywistości w jakiej żyję. Dlatego czasem, przyznaję że coraz rzadziej, ale jednak, wracam do „O czym szumią wierzby”. Gdyby jakimś cudem udało się namówić współczesne dziecko, wciągające obsesyjnie Minecrafta, do przeczytania tej powieści zobaczyłoby przede wszystkim:
Świat różnorodności
„O czym szumią wierzby” to rzeczywistość, w której bardzo różni bohaterowie, o odmiennych przecież temperamentach i charakterach, są w stanie przyjaźnić się ze sobą i ze sobą porozumiewać. To jest przestrzeń, w której wyczuwamy, że znajdzie się miejsce dla każdego, nawet lekkomyślnego Ropucha, nawet łasicy, która nie jest do końca fair, ale i tak może dostać szansę na życie w lokalnej wspólnocie, jeżeli będzie przestrzegała pewnych podstawowych reguł. Bohaterowie szanują wzajemnie swoją odrębność i indywidualność oraz wolność. Starają się bardziej rozumieć niż oceniać i nawet surowy borsuk, staje się taki gdy jest to konieczne, ale potrafi też okazać wyrozumiałość i wybaczać błędy. Wszyscy jesteśmy różni i warto zarówno to rozumieć jak i doceniać. Dlatego uważam, że warto od czasu do czasu przypomnieć sobie o tym, na przykład czytając ‘O czym szumią wierzby”.
Grahame napisał „O czym szumią wierzby” dla swojego syna. Była to jego ostatnia książka. Po tragicznej śmierci dziecka nie napisał żadnej książki więcej. Silencio.