Pejzaż długo nie był traktowany w malarstwie europejskim jako oddzielny temat obrazu. Stanowił jedynie tło do przedstawienia scen religijnych, mitologicznych czy rodzajowych. Dopiero z końcem renesansu stopniowo pejzaż wyodrębnia się z obrazu, by przejąć go na własność. W tym tekście występują krajobrazy, w których główną rolę odgrywają drzewa. Pierwszym z obrazów, który przychodzi mi na myśl w tym temacie to
Korona drzewa – Caspar David Friedrich (obraz przewodni tekstu)
Obraz znany jest również pod nazwą „Drzewo kruków”. Caspar David Fridrich jak na malarza okresu romantyzmu przystało, wprowadza tym przedstawieniem atmosferę tajemnicy. Fridrich całe życie poświęcił malarstwu pejzażowemu. Było dla niego wyrazem przeżyć związanych z kontaktem z naturą. Przyroda dla Fridricha ma mistyczny wymiar. W jego obrazach widać wpływ neoplatonizmu, dla którego materia jest ostatnią emanacją absolutu. W obrazie korony drzewa również wyraźny jest wpływ tej idei. Obserwatorowi ukazane zostaje drzewo w całym swoim strukturalnym bogactwie na tle nieba pełnego blasku słońca. Znakomicie ukazany jest kontrast między jasnym tłem nieba, a ciemnymi gałęziami drzewa. Kruki wprowadzają do tego pejzażu element grozy albo niepokoju. Przyroda jest ogromna i łaskawa, lecz jej potęga może być również niebezpieczna. Obraz należy do nurtu tzw. pejzaży atmosferycznych, które mają za cel oddziaływać na widza swoim klimatem i sugestią niezwykłości. „Korona drzewa” z pewnością realizuje ten zamysł.
Dodatek: nie mogę się powstrzymać i załączam koszulkę z obrazem Frierdicha, którą znalazłam szukając ilustracji do obecnego tu tekstu. Strasznie mi się podoba. Chcem taką.
Wspomnienie z Mortefountaine – Jean – Baptiste Camille Corot
Obraz wiosennego wiatru, który kołysze drzewem. Mam wrażenie jakby za chwilę ten wiatr miał porwać liście i unieść je w tylko jemu wiadome strony. Takie jest przemijanie, które zatrzymać można jedynie wspomnieniem minionych chwil. Ten obraz właśnie chwyta wspomnienie. Jakbym widziała moment zatrzymany również w mojej głowie. Wiosna kiedy byłam dzieckiem, silny majowy wiatr, niemalże czuć zapach kwiatów, który unosi się nad łąkami w takie dni. Corot jest moim zdaniem malarzem niezwykle subtelnym. To co Fridrich pokazuje wprost, czyli atmosferę przyrody i jej mistyczny wymiar, Corot jedynie szkicuje, zarysowuje w swoim malarstwie. Nie jest przez to wcale mniej oddziaływający w swym przekazie. On po prostu ujmuje obraz jakby w biegu i mówi patrz – tak to wygląda. To malarstwo pełne niuansów, wystarczy przyjrzeć się delikatnym przejściom kolorystycznym „Wspomnienia z Mortefountaine”, jak spośród przytłumionej zieleni liści prześwieca żółtawe światło słońca. Barwy splatają się ze sobą, tworząc harmonię wzajemnych oddziaływań. Ten sam motyw – gałęzie na tle rozświetlonego nieba u Friedricha jest ukazany w kontraście. Corot widzi przenikanie tam gdzie Friedrich kontrast. Najlepsze jest to, że obaj mają rację, oba te obrazy są równie prawdziwe, wychwytują tylko inne aspekty tego samego piękna.
Sad wiosną – Claude Monet
Impresjonizm, którego Monet był przedstawicielem swoją nazwę wziął od słowa impresja czyli wrażenie. „Sad wiosną” udowadnia swoją przynależność do tego nurtu całkowicie, jest kwintesencją sadu w rozkwicie. Kwitnące jabłonie zlewają się w jedną, wielką brzmiącą festiwalem kwiatów koronę. Paleta barw jasnych i drgających w słońcu odmalowuje słoneczną wiosnę. To zapewne nie jest najlepszy obraz Moneta, ale jest ciepły, uroczy i oddaje atmosferę wiosennego wybuchu życia. Sielanka.
Cyprysy z dwiema postaciami kobiet – Vincent van Gogh
Mam wrażenie, że dla van Gogha cały świat był ogniem. Jakby widział teorię Haraklita w naturze, że podstawowym pierwiastkiem budującym wszechświat jest ogień. Wszystko zatem jest manifestacją płomienia. „Cyprysy z dwiema postaciami kobiet” są jednym z obrazów van Gogha, na których widać to najbardziej. Wszystko co zostało na nim przedstawione biegnie ku górze. Temat centralny czyli cyprysy, wyglądają jak dwa ogniska, które pędzą do nieba. Ich rozbiegane korony spotykają się ze skłębionym niebem jakby w wybuchu iskier. Czemu mnie nie dziwi, że van Gogh skończył w psychiatryku?
Sezony światła – Don Eddy
Don Eddy jest współczesnym przedstawicielem fotorealizmu. Trudno odróżnić jego akrylowe obrazy od fotografii. Jest to efekt zamierzony. Tematem „Sezonów światła” jak łatwo zauważyć jest światło w gałęziach drzew. Motyw ten już trzeci raz pojawia się w tym tekście, zapewne dla tego, że jest to bardzo wdzięczny temat, który daje malarzowi możliwość pokazania zarówno umiejętności technicznych jak i jego zrozumienia języka natury. Słońce przeświecające przez gałęzie drzew to jeden z podstawowych obrazów świata przyrody. Kto z nas nie zna tych błysków na twarzy pojawiających się w słoneczne popołudnie. Don Eddy daje możliwość obserwacji różnych rodzajów światła. Jedno jest bardziej jaskrawe i natężone, inne przytłumione chmurami. Obraz ukazuje różnorodność otaczającego nas świata. Ujmuje jedynie dwa jego aspekty – drzewa i słoneczne światło, a okazuje się że daje to tak naprawdę ogromną ilość wariantów. Cztery przedstawione przez Eddy’ego nie wyczerpują przecież wszystkich możliwości.
Przeczytałam niedawno w „Historii intymnej ludzkości”, że po odkryciach medycyny XX w. np. odkryciu alergii, a tym samym różnego poziomu wrażliwości organizmu na bodźce, czy rozpoznaniu grup krwi, Bóg uzyskał nowe imię – Sprawcy Różnorodności. Moim zdaniem właśnie pod takim imieniem występuje w obrazach, które miałam przyjemność przedstawić w tym tekście.