Relacje

Rzeczywistość skrzeczy

Nigdy nie będzie idealnie. Zawsze znajdzie się jakiś problem czy niedogodność, które będą powodowały niezadowolenie. Niezgodę na zastany świat. Świat jest bardzo daleki od tego jaki powinien być. Ludzie są niedoskonali i tacy pozostaną.

W tej sytuacji można żyć sprzeciwem wobec tego jak to wygląda. Cały czas znajdować się w stanie swoistego protestu. Stykając się każdego dnia z przejawami niedoskonałości można pogrążyć się we frustracji i stale złościć się, że nic nie wygląda tak jak należy. Można narzekać, rwać włosy z głowy i tupać nóżkami. Można i tak. Tylko, że to nic nie zmieni. Może pomóc jedynie incydentalnie. Jednak niestety – zmienisz jedną rzecz, pojawi się następna. Jak króliki z kapelusza wielkiego czarodzieja świata. A im bardziej się człowiek zżyma, tym więcej ma powodów do zmartwienia. Zapewne dlatego, że bardziej koncentrując się na danym zjawisku, lepiej je widzi i wtedy jest tego po prostu więcej. Następuje cudowne rozmnożenie problemów. I to jest nie tak i tamto jest nie tak, a to co było jeszcze wczoraj całkiem w porządku okazuje się jednak nie do końca zadawalające. I tak w kółko.

Kiedy patrzy się jedynie na cienie na obrazie, widzi się tylko kolory czarne i szare. Znika światło i paleta barw. Zostaje tylko czarna część światłocienia.

Czerń niewątpliwie jest częścią wielkiego obrazu świata, na który otwieramy oczy po przebudzeniu. Tak to wygląda. Akceptacja tego stanu rzeczy nie jest wyrazem poddania się jak myślą niektórzy. Pozwala nie tracić czasu i energii na ślepy protest. „Po co walić głową w mur? Po co pić? Wąchać klej?”. Łatwiej wtedy jakoś ułożyć się z życiem w miarę wygodnie. I zmieniać to, co jest możliwe do zmiany bez napięcia związanego z bezużytecznym buntem. Bunt i rewolucja to narzędzia destrukcji, a nie konstruktywnej zmiany.

Wydawałoby się, że to takie proste. A nie jest. W istocie jest to cholernie trudne. Wyhodowaliśmy sobie taką postawę, w której stale ustawiamy się w opozycji do świata, jako coś odrębnego i oddzielnego od niego. Z tej pozycji oceniamy, wydajemy sądy i podejmujemy decyzje. I belki w swoim oku nie zobaczysz, a źdźbło w oku sąsiada tak. Nasze ego karmi się protestem, aby istnieć i czuć się ważnym. Nasze ego stając się częścią obrazu jest mniej widoczne, dlatego czuje się zagrożone taką perspektywą. Stale więc ustawia nas w kontrze. I ta kontra powtarza jak mantrę, że to Zdzisiek i Wiesiek są nie tacy jak trzeba, a Wieśka to już w ogóle jest do bani. A pani w sklepie krzywo spojrzała, a na poczcie zawsze jest kolejka nam specjalnie na złość. I tak dalej i tak dalej.

Rzeczywistość skrzeczy. Pełno w niej niedociągnięć i poważnie odbiega od naszych wyobrażeń, o tym jaka powinna być. Jednak kiedy o tym myślę, przypomina mi się renesansowy obraz autorstwa Pierra della Francesca, który przedstawia miasto idealne. Idealne ulice, idealnie względem siebie ułożone, idealnie sterylne. Nie ma tam ludzi. To miasto jest idealnie puste.

piero della francesca miasto idealne

Foto główne: Jay from Norway