Recenzje

O książce „Osobliwy dom pani Peregrine”

Przyznaję, że sięgnęłam po książkę „Osobliwy dom pani Peregrine” Ransoma Riggsa ponieważ Tim Burton zdecydował się ją zekranizować. Uznałam zatem, że warto się zainteresować tą pozycją. Jednak okazało się, że jest to historia zupełnie inna niż ta, której się spodziewałam.

Zapewne zupełnie inaczej spojrzałabym na tę książkę gdybym wiedziała, że nie jest to lektura skierowana do dorosłego czytelnika. Tym razem moje założenie, zgodnie z którym nie czytam o książkach zanim je przeczytam, żeby móc wyrobić sobie własną opinię, zawiodło. To z całą pewnością pozycja świetna dla osób w wieku nastoletnim, jednak dorosły czytelnik może być lekko rozczarowany.

Narratorem jest szesnastoletni Jacob Portman, który szuka odpowiedzi na pytania dotyczące niewiarygodnej historii swojego dziadka Abrahama. Uwikłany w opowieści przodka wyrusza ze Stanów Zjednoczonych w podróż do Walii, tropem pozostawionych przez niego znaków. Na wyspie Cairnholm znajduje ślady sierocińca, w którym dziadek przebywał w czasie II wojny światowej. Jest to tajemniczego dom prowadzonego przez równie tajemniczą panią Peregrine. Dociekliwość chłopca sprawi oczywiście, że ten przeżyje wiele niezwykłych przygód. Jest więc w książce galeria przedziwnych postaci, potwory, upiory i czarodziejstwa. Dobrze się to czyta, jednak nie jest to książka, która wnosi cokolwiek nowego. Jest raczej powieleniem schematu nastoletniego bohatera, który ze zwykłego, znanego nam świata zostanie przeniesiony w rzeczywistość magiczną i zaskakującą. Będzie musiał nie tylko sobie z nią poradzić, ale też dojrzeć i zredefiniować swoja tożsamość. Czyli Harry Potter po raz kolejny. Trudno nie mieć skojarzeń z tą wielką postacią literatury dla młodzieży, kiedy czyta się „Osobliwy dom pani Peregrine”. Jacob Portman jest bowiem, podobnie jak Harry Potter niezwykły nawet w grupie niezwykłych dzieci. Uprzedzam jednak, że nie są to książki na tym samym poziomie i jeżeli ktoś oczekuje literatury na miarę cyklu o młodym czarodzieju, to się rozczaruje. „Osobliwy dom pani Peregrine” nie oferuje ani takiej złożoności świata, ani głębi historii czy postaci.

Zaletą „Osobliwego domu pani Peregrine” jest natomiast klimat, który udało stworzyć autorowi, czerpiący inspirację z obwoźnych cyrków, działających na początku XX w., które  przedstawiały dziwaczne postaci: karły, kobiety z brodą, dwugłowe krowy i tym podobną galerię osobliwości. Książkę ilustrują znakomite zdjęcia z epoki, które mają obrazować występujących w niej bohaterów. Poza tym jest dobrze napisana. Polecałabym ją jako lekturę na długie, jesienne, deszczowe łikendy. Przeczytałam ją w dwa dni. Czyta się łatwo, szybko i przyjemnie (z wyjątkiem scen ociekających krwią). Nie jest to jednak lektura, która zostawia jakiś ślad, czy głębsze przeżycie. Jednocześnie nie uważam żeby czas jej poświęcony został zmarnowany ponieważ historia jest ciekawa i dobrze skonstruowana. Książka kończy się zawieszeniem akcji, które pozostawia wrażenie, że ciąg dalszy nastąpi. I jak się okazuje, nastąpił – kontynuacja nazywa się ”Miasto cieni”. Jednak ja osobiście już podziękuję. Tytuł wskazuje, że będzie jeszcze więcej potworów, a to jesienią raczej nie moja bajka.

Zastanawiam się jak poradzi sobie z „Osobliwym domem pani Peregrine” Tim Burton i nie mogę się doczekać filmu. Z całą pewnością książka może stanowić inspirację dla stworzenia ciekawego obrazu, szczególnie w warstwie wizualnej. Tim Burton jest mistrzem barw i klimatu więc można spodziewać się, szczególnie po obejrzeniu trailerów, uczty dla oka. Wcale nie byłabym zdziwiona gdyby w tym przypadku film okazał się lepszy od książki.