Jak sam tytuł wskazuje, nie będę oglądała serialu „Patric Melrose”, mimo że uwielbiam Benedicta Cumberbatcha. To nie jest serial dla mnie. Niemalże godzina ciągłego upojenia narkotykowo – alkoholowego i psychiatrycznych jazd tytułowego bohatera była dla mnie drogą przez mękę. Może dalej serial przedstawia się lepiej, ale nie będę tego sprawdzać. Jest w końcu tyle ciekawych produkcji do obejrzenia.
Całość historii przedstawiona w pierwszym odcinku i przyjęta konwencja przypomina mi „Trainspotting”. Przypomina tak bardzo, że trudno jest mi dostrzec w tym serialu cokolwiek nowatorskiego. Różnica jest taka, że rzecz dzieje się w środowisku tzw. „wyższych sfer arystokracji brytyjskiej”. Poza tym mniej więcej tak samo. Ilość spożywanych przez głównego bohatera substancji odurzających jest tak duża, że chyba powinna zabić zwykłego śmiertelnika. Dodatkowo człowiek przyswajający takie ilości heroiny i kokainy jak Patrick Melrose raczej nie ma prawa wyglądać równie dobrze jak Benedict Cumberbatch w tym serialu. Cumberbatch, jak wyczytałam w internetach, gorąco pragnął zagrać główną rolę. Zapewne dlatego, że daje duże możliwości wykazania się aktorskim talentem. I to jest niestety jedyny aspekt pozytywny. Dotrwałam do końca tylko dzięki świetnej, jak zwykle pracy tego aktora. W mojej ocenie nie ratuje ona jednak całości. Można powiedzieć, że Benedict Cumberbatch specjalizuje się w postaciach uroczych łajdaków. Sherlock Holmes czy Dr. Strange są tego przykładem, ja jednak wolę go w kreacjach bardziej intymnych i stonowanych, w których jest znakomity stosując oszczędne środki wyrazu. Polecam niezmiennie „Sierpień w hrabstwie Osage”, za który mógłby z powodzeniem dostać Oscara za rolę drugoplanową. Patrick Melrose na pewno nie należy do takich ról, ale trzeba przyznać, że jest to znakomicie zagrane. Problem polega na tym, że akcja zaczęła mnie nudzić po dwudziestu minutach. Jest bowiem relacją z wchłaniania dużej ilości środków psychoaktywnych, przerywana przebłyskami introspektywnych analiz problemów psychicznych głównego bohatera. Z opisu fabuły książki, która jest podstawą dla serialu, wiem że nie pomyliłam się ani trochę w swoich domysłach dotyczących źródła nienawiści jaką Patrick Melrose żywi do swojego ojca. Dalej zatem będzie jeszcze smutniej. Bowiem, w moim odczuciu obraz opowiadający losy Patricka Melrose jest przede wszystkim rozpaczliwie smutny. Wiem, że miał być również ironicznie zabawny, intencje twórców są jeżeli chodzi o tę kwestię aż za bardzo czytelny, niestety mnie nie bawi. Sceny, w których bohater osuwa się po ścianie mają taki ton, jednak dla mnie jest to wciąż bardziej żenujące niż śmieszne. W ogóle nie przepadam za obrazami, które pokazują atrakcyjną stronę narkotyków, ponieważ w ogólnym rozrachunku, nie ma takiej. To zawsze jest złudzenie, któremu można ulec na początku, a potem zawsze zostaje tylko nieszczęście i ból osoby z problemami i jej otoczenia. To przede wszystkim widzę w kreacji Benedicta Cumberbatcha. Serial mógłby być sztandarem kampanii antynarkotykowej. Wiem jednak, że część widowni będzie postrzegała styl życia głównego bohatera jako atrakcyjny. To jednak jest jedna, wielka pomyłka. Nawet jeżeli narkoman upadła się w bardzo ładnych wnętrzach jak Patrick Melrose.
Będąc jednak uczciwym, muszę powiedzieć, że jest to dobra produkcja. Nie skreśla jej to, że akurat w mój gust nie trafia. Wszystkim, których nie skręca na widok brudnej igły wbijanej w żyłę, „Patrick Melrose” może się podobać.