Recenzje

Recenzja „Gry tajemnic”

Od razu odpowiem na pytania, czy na ten film warto wybrać się do kina – warto. Tytuł tego obrazu w oryginale brzmi „Imitation game” i niestety polskie tłumaczenie kompletnie gubi niuanse znaczeniowe, które się w nim kryją. Żeby dowiedzieć się jakie to niuanse – musicie iść do kina, bo zdradzenie ich byłoby spoilerem, a tego przecież nie chcemy.

Historia

Żyjemy w czasach kryzysu gospodarczego, w niezbyt korzystnym momencie, nieszczególnie dla nas przyjemnym, zapewne szczególnie źle odczuwają to od zeszłego czwartku posiadacze kredytów we franku. Radzę się wybrać na „Grę tajemnic”. Od pierwszych kadrów uświadamia on nam, że kryzys gospodarczy i wzrost raty o 300 PLN da się jeszcze przeżyć, wojna niestety ma to do siebie, że wielu ludziom po prostu nie udaje się jej przetrwać – fizycznie. Jest też czasem wypełnionym strachem, głodem i niepewnością na skalę wcześniej niewyobrażalną. „Gra tajemnic” nie epatuje nie wiadomo jakimi środkami, żeby to pokazać. To zwyczajne zdjęcia ulicy, twarze ludzi, pociągi wypełnione po brzegi uciekającymi z Londynu, ruiny po nalotach. Żadnych spektakularnych wybuchów, żadnych hollywoodzkich slow motion. Tylko rzeczywistość wojny w Wielkiej Brytanii lat 40-stych ubiegłego wieku.

Brytyjskość

Jesienią pisałam całą serię tekstów w klimacie Wielkiej Brytanii. „Gra tajemnic” to bardzo brytyjski film w świetnym wydaniu. Jeżeli ktoś lubi ten specyficzny smak, brytyjski posmak, będzie zachwycony „Grą tajemnic”. Dialogi są utrzymane w klasycznej tonacji angielskiej uprzejmości, z dodatkiem inteligentnego poczucia humoru. Słuchanie pięknego języka angielskiego, artykułowanego w sposób klarowny i wyrazisty, w dodatku głosem Benedicta Cumberbatch’a, który należy moim zdaniem do najlepszych głosów historii kina, jest prawdziwą przyjemnością dla ucha. A dodam, że nie jest to jedyny bardzo dobry głos w tym filmie. Dialog między Alanem Turingiem (Benedict Cumberbatch) a komandorem Dennistonem (Charles Dance), podczas rozmowy rekrutacyjnej do pracy nad szyfrem enigmy, to mistrzostwo pod tym właśnie względem.

Ze względu na postać głównego bohatera trudno jest uniknąć porównań tego filmu do „Pięknego umysłu” Rona Howard’a z rolą Russella Crowe’a nominowaną do Oskara. „Gra tajemnic” jest jak brytyjska odpowiedź na amerykańską ekranizację biografii Johna Nasha, wybitnego matematyka i schizofrenika. Jeżeli miałabym wybierać – wolę „Grę tajemnic”, ale co kto lubi.

Alan Turing

John Nash, badacz teorii gier, laureat nagrody Nobla cierpiał na schizofrenię. Koszty geniuszu bywają strasznie wysokie. Alan Turin miał zespół Aspergera i w dodatku był homoseksualistą, co w jego czasach było prawnie zakazane. Trudności z przystosowaniem społecznym to integralna część zespołu Aspergera, a ludzie wciąż mają trudności z zaakceptowaniem inności. Okazuje się, że może przerastać ich zrozumienie, że zielony groszek naprawdę nie pasuje do pomarańczowej marchewki i koniecznie trzeba je na talerzu uporządkować. Charakterystyczny dla autyzmu (zespół Aspergera to jedna z łagodnych jego form) jest brak wbudowanych filtrów informacji (prawdopodobnie). Asperger zatem musi sam jakoś uporządkować ogromną ilość docierających do niego danych. By to zrobić stosuje struktury, które je grupują. Prócz tego, że brakuje mu filtrów bodźców, to w dodatku świat ludzki również postrzega bezpośrednio, na przykład dosłownie traktuje wypowiadane słowa, co oczywiście naraża go na śmieszność, bo ludzie w sumie rzadko mówią to, co naprawdę chcą powiedzieć. Takich dziwaków trudno się toleruje, często odpowiedzią jest brutalna siła i niewspółmierne do przewinienia okrucieństwo i odrzucenie. Jednak to umysł Alana Turinga, z jego aspergerowską dysfunkcją, był w stanie myśleć na tyle niestereotypowo, że udało mu się znaleźć rozwiązanie problemu i przełamać możliwe, że najtrudniejszy szyfr w historii. 

Dzieci Turinga

Historycy oceniają, że przełamanie szyfru enigmy skróciło wojnę o dwa lata i ocaliło życie 14 milinów ludzi. Niewątpliwie znaczące osiągnięcie matematyczne. Ponadto dalszy rozwój badań Turinga spowodował pojawienie się najważniejszego chyba wynalazku XX w. – komputera.

Myślę sobie, że kawałek umysłu Alana Turinga stoi sobie na biurku w pokoju dziennym i właśnie odtwarza muzykę. I ta myśl mi się podoba i jest mi przez to jakoś lepiej.