Recenzje, Relacje

Recenzja serialu Outlander

Outlander

Długo szukałam nowego serialu po zakończeniu „True detective”, który mogłabym oglądać. Nie mogłam się w niczym zaczepić na dłużej, aż w końcu trafiłam na „Outlander”.

Źródła upodobań

Zastanawiałam się niedawno, jakie czynniki wpływają na to, że film czy książka, dramat, serial itp. podobają nam się lub nie. Możliwe, że kształtuje to w pewnej mierze formacja rodzinna, lektury dzieciństwa, typ osobowości, rodzaj temperamentu. To wszystko, co wykształca w nas gust albo upodobanie do czegoś. W każdym razie dawno już żaden serial czy film nie trafił równie dobrze jak „Outlander” w mój gust. Wielka Brytania jest kulturowo jednym z moich ulubionych regionów. Szkocja od dawna oddziaływała na moją wyobraźnię swoim tajemniczym, wróżbiarskim klimatem. I mam ogromną słabość do mężczyzn w spódnicach (ale tylko szkockich, w kratę, zastrzegam).

Outlendar jest więc dla mnie idealnym wyborem

„Outlander” jest brytyjski w każdym calu, w najdrobniejszych szczegółach. Ciekawe, bo to serial produkcji amerykańskiej. Jednak, jak słusznie zauważyła pewna moja miła koleżanka – Amerykanie są mistrzami podróbek. W tym serialu udało się doskonale odzwierciedlić atmosferę Wysp. Składają się na to przede wszystkim – wspaniałe zdjęcia, muzyka tworząca nastrój oraz mistrzostwo języka – bohaterowie mówią przepięknym angielskim, angielskim ze szkockim akcentem i w końcu – gaelickim. To tworzy wiarygodność przedstawionego świata. Rzecz dzieje się po zakończeniu II wojny światowej. Małżeństwo (Claire i Frank), które wojna rozdzieliła na długie lata, wybiera się do Szkocji na drugi miesiąc miodowy, by odnowić relację. Dla niego jest to też podróż w poszukiwaniu korzeni rodzinnych. Dla niej bardziej wycieczka krajoznawcza. Zatrzymują się w Inverness.

Powoli, dzięki niespiesznej narracji poznajemy region, jego zamki, historię, miejsca, obyczaje wciąż żywe wśród mieszkających tam ludzi. Ostatnio, zauważyłam, że coraz bardziej przytłaczają migające obrazki i ogólnie natłok bodźców. Bardzo zatem podoba mi się ten styl narracji. Poza tym dokładne opowiedzenie miejsca akcji ma istotne znaczenie dla dalszego ciągu filmu. Po tym jak

Claire przypadkowo przenosi się w czasie

do roku 1743 ten rodzaj detalicznego opisu, pozwoli smakować porównanie tych samych miejsc z przeszłości i przyszłości. Film obrazuje też znakomicie, że historia to przede wszystkim losy ludzi nie zestawienie faktów. Przeglądanie się historii, jej zgłębianie, wtedy ma największy sens, gdy widzi się w niej ludzkie życie.

Ona jedna i ich trzech w przededniu wojny

Claire (Caitriona Balfe) ma wyjątkowego pecha – z jednych niespokojnych czasów przenosi się do innych niespokojnych czasów. W 1743 r. Szkocja znajduje się pod okupacją angielską. Szkoci przygotowują powstanie, które wybuchnie w 1745 r. Bitwa pod Culloden niedaleko Inverness będzie prawdziwą rzezią Szkotów, która zabierze 2000 ludzkich istnień. Coraz częstsze są starcia z oddziałami angielskimi. Szkoci prowadzą walkę partyzancką i trwają w oporze. Claire znowu będzie musiała być pielęgniarką, która ratuje rannych. Angielką, która będzie musiała znaleźć swoje miejsce wśród Szkotów, nienawidzących Anglików. Ułatwi jej to przystojny góral Jamie, wyjęty spod prawa, szarmancki i czuły. W innym czasie jednak Claire wciąż jest mężatką, która kocha swojego męża. Jej uczucia podwajają się, na innych płaszczyznach czasowych związana jest z innymi mężczyznami. Obu pożąda, wobec obu stara się być lojalna. W jej głowie jednak trawa walka. Czwartą postacią w tym przedziwnym tańcu jest Czerwony Jack, przodek męża. Człowiek, który pławi się w okrucieństwie. Jest dla niego formą sztuki i wyznania. Dawno nie spotkałam się z postacią, która w tak pełnym zakresie oddana byłaby złu. Jest psychopatą, szatanem w czystej postaci. Wojna daje mu możliwość rozwinięcia swojej sztuki. Ciekawy jest wątek, w którym w mężu Claire, oglądanym przez nas po utracie żony, w chwilach desperacji zaczyna ujawniać się krew jego przodka. Czas kryzysu sprzyja przecież wychodzeniu demonów. To dopiero pierwszy sezon więc nie mogę się doczekać czy i jak ten wątek się rozwinie. Wszyscy aktorzy w tym serialu wykonują znakomitą pracę. Tworzą pełnowymiarowych ludzi. Wymiar psychologiczny historii jest chyba najmocniejszą jej stroną (lepszą nawet niż przepiękne zdjęcia). Nie tylko relacje między głównymi bohaterami zostają pokazane w całej palecie zawirowań i niuansów ludzkiej psychiki. Podobnie jest z bohaterami drugoplanowymi. Na przykład relacja Claire i Dougal’em MacKenzie, Colum’em MacKenzie –  sporo tam się dzieje i iskry idą z ekranu.

Czy są „momenty”?

Za czasów moich rodziców, częste pytanie. Wiadomo tzw. momenty uatrakcyjniają film ☺ (chociaż nie zawsze, seks w polskich filmach z lat 70 – 80 ubiegłego wieku, w wielu przypadkach nie miał w sobie nic atrakcyjnego). Serial powstał w oparciu o książę Diany Gabaldon pt. Obca, która jest opisywana jako romans więc momenty rzecz jasna są i to jakie. Nie mogę, będąc kobietą pominąć, że jak przystojny góral się rozbierze,to westchnienie samo z ust się wyrywa i miau! (prywatny mężczyzna powiedział, że będzie chodził na basen i też se zrobi taką klatę – trzymam za słowo, muszę jednakowoż dodać, że w sylwetce jurnego górala pośladki również mają niebagatelne znaczenie). Panie podczas rzeczonych momentów będą lekko kwilić, a panowie może się czegoś nauczą. Chociaż trzeba przyznać, że nauczycielem w tym związku, jeżeli chodzi o seks, jest kobieta. Tutaj mała dygresja – panie też mogą się czegoś nauczyć. Często kobiety mają wysokie wymagania i oceniają surowo seksualną sprawność partnerów, nie oceniając jednocześnie swojej i mało wymagając od siebie. „Outleader” pokazuje, że duże znaczenie ma także sprawność kochanki.

Czy to jest kobiecy film?

Prywatny mężczyzna stwierdził po pierwszym odcinku, że to jest kobiecy film, ale w sumie spoko i można obejrzeć. Standardowo sferę relacji uważa się za domenę kobiet i jak już wspomniałam wyżej, w tym serialu strefa ta jest mocno rozbudowana. Jednak, muszę podkreślić, że po planie serialu biega cała masa niesamowicie męskich mężczyzn z karabinami w rękach. W końcu to Szkoci, uosobienie męskości (te spódnice są chyba specjalnie żeby wyeksponować łydki, naprawdę, czysta, męska próżność). To chyba też nie obala tezy, że to kobiecy film (sic!). Nie sądzę jednak, że mężczyźni będą się nudzić oglądając ten serial. Wojna i miłość to przecież męskie sprawy. Prawdziwym samcom pewnie też spodobają się żarty opowiadane przy szkockim ognisku.

Muszę nauczyć się zielarstwa

„Outlander” jest też przede wszystkim opowieścią o przystosowaniu się do zupełnie obcego środowiska. Nie jest to bardzo odkrywcza obserwacja, bo sam tytuł wskazuje na to jak wół na malowane wrota. Claire jest obca podwójnie, po pierwsze jest z innego czasu, po drugie jest Angielką wśród Szkotów. Dostosowanie do nowego środowiska ułatwia jej znajomość ziół i sztuki leczenia. To pokazuje, że warto zatem posiadać jakąś praktyczną umiejętność, która jest użyteczna. Zacznę się zatem uczyć zielarstwa, na wszelki wypadek, jakbym niechcący przeniosła się w czasie albo wojna była. Oby się nie przydało.

Uwielbiam czołówkę więc polecam: