Niestety od czasu zakończenia „True detective” wszystkie seriale pozostawiają we mnie niedosyt i tak naprawdę ostatnio, jeżeli chodzi o tzw. aktualne seriale, na dłuższy czas zdołałam zaczepić się jedynie w „Outlander”. Jednak tym razem stało się – „Peaky Blinders” mnie trafił. Prywatny mężczyzna mówi, że popełniam błąd stwierdzając, że serial jest super, wspaniały i wow po pięciu minutach oglądania. Jak mam jednak się nie zachwycać gdy pojawia się Cillian Murphy jako Thomas Shelby z gangsterskiego klanu Peaky Blinders, jadąc powoli na wysokim czarnym koniu, a w dodatku scena kończy się bardzo dobrym wejściem „Red right hand” Nicka Cave’a?
Ach ten dobry gangster
Serial wykorzystuje znany w historii kina zabieg – pokazując rodzinę gangsterską od środka, odwraca sympatię widza i stawia go po stronie „tych złych”. Mistrzowsko wykonał to „Ojciec chrzestny”, dobrzy byli „Chłopcy z ferajny”, „Rodzina Soprano”, a ostatnio „Gangster”. Z tego schematu korzysta też „Peaky Blinders”. Nie ma tutaj zatem jednoznacznie złych i dobrych. Policja brutalnością dorównuje, jeżeli nie przewyższa gangsterów. Bardzo dobrze tym razem ujęta jest siatka powiązań i ukazanie wpływu rodziny Shelby na lokalną społeczność. Klan Shelby jest swoistym regulatorem funkcjonowania Birmingham – miejsca zbudowanego z różnych odcieni szarości. W takich też barwach utrzymana jest estetyka obrazów w serialu.
Tło historyczne
Ostatnimi czasy było trochę seriali, które znakomicie oddawały epokę, w której umieszczona jest akcja na przykład „Wikingowie”, „Outlander”, „The Knick”, „Rodzina Borgiów”, żeby wymienić niektóre. „Peaky Blinders” należą niewątpliwie do tego nurtu. Akcja dzieje się w międzywojennym Birmigham. Bardzo sugestywnie zostaje przedstawiona rzeczywistość historyczna Wielkiej Brytanii tamtych czasów – kraju fabryk i komunistycznych wieców, wstrząsanego atakami IRA, który nie otrząsnął się jeszcze do końca po koszmarze I wojny światowej. Już w pierwszym odcinku ciekawie zarysowuje się tło społeczne historii. Zaletą filmu jest dbałość o szczegóły. Scenografia, kostiumy, wystrój wnętrz, przedmioty wszystko to daje złudzenie przeniesienia się w czasie. Dodatkowo film jest znakomicie sfilmowany więc jest na co popatrzeć.
Precyzja obrazu
Bardzo lubię filmy, w którym widać dobre rzemiosło. Obraz jest tym co w kinie oddziałuje na mnie najbardziej więc nie mogę pominąć perfekcyjnych zdjęć serialu „Peaky blinders”. Tutaj nie są jedynie ilustracją dobrze opowiedzianej historii, one ją konstruują. Warto zwrócić uwagę na ujęcie monet na stole gdy Tommy Shelby po raz pierwszy wchodzi na zaplecze domu, gdzie obstawiane są zakłady, czy to jak kamera pokazuje drgające żyły na ręce Komisarza Chestera Campbella (w tej roli świetny Sam Neill) podczas sceny przesłuchania Arthura Shelby. Takich smaczków jest wiele – to film, który należy oglądać uważnie. Niektóre ujęcia są po prostu piękne – proszę spojrzeć poniżej
Wartość dialogu
Ten serial w dodatku nie tylko dobrze się ogląda, ale też świetnie się go słucha. Dialogi są jedną z najmocniejszych jego stron. Bardzo trudno jest osiągnąć, to co udało się w „Peaky Blinders”, to znaczy bardzo dużą pojemność dialogu. Mam na myśli to, że zdania wypowiadane w tym serialu są pełne znaczenia. Nie ma tam właściwie tekstów przypadkowych. Bohaterowie mówią bardzo dużo używając niewielkiej ilości słów. To ogromna sztuka, która udaje się niewielu. Co drugą scenę otrzymujemy mocną rozmowę, taką po której masz wrażenie – cholera, to zostało bardzo dobrze powiedziane. W taki sposób twórcom serialu w jednym odcinku udaje się powiedzieć więcej o bohaterach, ich osobowościach i historii, niż niektórym przez dwa sezony gadaniny.
Jak to jest zagrane
Zagrane to jest tak, że klękajcie narody. BBC na planie serialu zgromadziła bardzo dobrą obsadę i chyba panie i panowie wzajemnie nakręcali się do dobrej pracy. Cilinan Murphy od dawna należy do moich ulubionych aktorów i mam na niego oko. Aż się prosi żeby dostał dużą pierwszoplanową rolę, która pozwoliłaby mu rozwinąć skrzydła, które są, mam wrażenie, ogromnych rozmiarów. Myślę, że w pewien sposób jego przekleństwem jest uderzająco piękna buzia, która może paradoksalnie ograniczać ofertę ról. W „Peaky blinders” udowadnia, że to jest twarz, która bardzo wiele potrafi wyrazić oszczędnymi środkami. Postać, którą Murphy odtwarza to zdystansowany introwertyk, zmieniony okrucieństwem wojny. Emocje w tym przypadku ujawniają oczy i napięcie w zarysie szczęki, czy pojedynczy gest. Więcej nie potrzeba. Jego osobistym przeciwnikiem zapewne stanie się osobowościowo bardzo odmienny komisarz Chester Campbell. Sam Neill w tej roli zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Od pierwszej sceny, w której się pojawia daje pokaz umiejętności w przemowie godnej gorliwego sługi bożego. Aż miałam ochotę powiedzieć ”Papa do not preach” (za Madonną). Z drugiej strony płomienność wystąpienia hipnotyzowała mnie, ale też trochę śmieszyła z powodu przerysowania tego kwiecistego monologu. Złożoność mojej reakcji zapewne świadczy o tym jak dobrze ta scena została wykonana. Wzajemna interakcja tych dwóch postaci – komisarza i gangstera, stanowić będzie aktorską oś przedstawienia. Jednak pozostałe role również zostały znakomicie zagrane. Zwróciłabym szczególną uwagę na Helen McCrory w roli ciotki Polly Gray. Ta pani będzie jedną z silnych postaci tego filmu, silną kobietą pomiędzy mężczyznami. Na miejscu twórców serialu rozwijałabym tą postać. Niedługo się przekonam jak z nią będzie, jak tylko znajdę czas na następne odcinki.
Łyżka dziegciu w tej beczce miodu
Łyżka a nawet dwie. Po pierwsze jak na razie udało mi się przewidzieć wszystkie akcje, które miały mnie zaskoczyć, ale liczę na to, że będzie pod tym względem lepiej, bo serial ma niewątpliwie potencjał fabularny. Po drugie i to już gorzej, bo na pewno się nie zmieni, „Peaky Blinders” jest momentami bardzo brutalny. Kiepsko przyswajam takie sceny, co powoduje, że fragmentami jestem zmuszona wychodzić albo trzymać głowę pod poduszką. Brutalność i pokazywanie w całej strasznej pełni scen przemocy weszło na stałe do filmowego repertuaru. Jestem przekonana, że wiele filmów, również ten serial, nic by nie straciło gdyby pozbawić je dosłowności w przedstawianiu okrucieństwa.
Ogólnie jednak bardzo polecam „Peaky blinders”, zwłaszcza, że w drugim sezonie dołącza do ekipy niejaki Tom Hardy więc zapewne będzie działo się jeszcze lepiej.