Dobrze pamiętam pierwsze spotkanie ze Światem Dysku Terry’ego Pratchetta. Wydaje mi się, że to był „Kolor magii”, drukowany w czasopiśmie „Nowa Fantastyka”. Tam też pierwszy raz zobaczyłam wspaniałe ilustracje do książek z tej serii, autorstwa Josha Kirby’ego. To było dawno, dawno temu, gdzieś w odległej galaktyce…
Do dzisiaj cykl o Świecie Dysku, podobnie jak książki z zakresu literatura dziecięca, należy do lektur, które niezawodnie poprawiają mi samopoczucie. Każda z książek ma charakter terapeutyczny i przynosi ukojenie skołatanemu natłokiem spraw mózgowi. Głównie z powodu poczucia humoru, charakterystycznego dla autora. Jest to poczucie humoru skrzące się inteligencją, ale również nacechowane dystansem do opisywanych postaci, dystansem, który umożliwia spojrzenie na bohaterów z przymrużeniem oka, ale też z czułością. Tak jakby narrator widział wszystkie ich słabości, wady i niedoskonałości, ale jednocześnie, akceptował je i nie brał zbyt poważnie. Jest to spojrzenie pełne wyrozumiałości dla ludzkich przywar, które jednak są ironicznie komentowane. Jest to jednak ironia pozbawiona złośliwości. Dlatego właśnie klimat opowieści Terry’ego Pratchetta jest ciepły i naprawdę trudno nie lubić bohaterów tych historii.
Na przykład jak nie lubić Maga Rincewida obdarzonego równie wielkim talentem do wplątywania się w różne niebezpieczeństwa, jak i do wychodzenia cało z każdej opresji. Tchórzliwy, mało zdolny mag zostaje przewodnikiem pierwszego turysty Świata Dysku – Dwukwiata, któremu towarzyszy magiczny kufer o skomplikowanej osobowości i zagadkowej pojemności. Razem docierają aż na krawędź Dysku. Jest też kapitan Straży miejskiej Samuel Vimes. Wzorowany niewątpliwie na steranych życiem detektywach rodem z amerykańskich kryminałów. W Straży Miejskiej towarzyszy mu między innymi Marchewa Żelaznywładsson, który formalnie jest krasnoludem, a realnie niezwykle uprzejmym młodzieńcem imponującego wzrostu i siły charakteru oraz Angua – pierwszy wilkołak w szeregach formacji.
W cyklu o Świecie Dysku spotykamy też pana Śmierć, a także jego potomstwo (sic!). Całą galerię magów z Niewidocznego Uniwersytetu z nadrektorem Mustrumem Ridcullym na czele. Czarownice z Lancre z nieodłącznym kotem, tłustym Grebo (Grebo przypomina mi jako żywo Behemota z Mistrza i Małgorzaty). Ponadto jest jeszcze cały zestaw krasnoludów, wampirów, ciutludzi, trolli, wilkołaków, zombie i innych typów przeróżnej proweniencji. Jest to barwny zbiór charakterów i wyrazistych osobowości, których przygody są równie barwne jak oni sami.
Świat Dysku to świetna rozrywka, ale autor porusza również w swoich książkach poważne problemy społeczne – kwestie tolerancji, niedostosowania do większości społeczeństwa, stereotypów, równouprawnienia, zagadnienie władzy. Przemyca spostrzeżenia dotyczące mechanizmów społecznych, a także wyśmienicie bawi się odniesieniami do współczesnej rzeczywistości i znaczeń kultury. Uberwald – kraina wampirów przesycona jest atmosferą Transylwanii, „Panowie i Damy” (moja oczywiście ulubiona książka) to wariacja na temat „Snu nocy letniej” Szekspira. Mamy też nawiązania do „Upiora w Operze”, filozofii buddyjskiej, a także dobrze znanych z dzieciństwa bajek takich jak Kopciuszek. Terry Pratchett ma ogromny talent do wykorzystywania wszystkich niemalże tradycji kultowych od Aborygenów aż po voodoo bagien Luizjany, które wplata w wątki swojego wymyślonego Świata Dysku.
Wszystko, co tworzy Pratchett nasycone jest blaskiem oktaryny – ósmego, fikcyjnego koloru tęczy, koloru magii i wyobraźni. Widzą ją jedynie magowie i koty, które też przecież są czarodziejami.
Powstało około trzydzieści książek należących do Świata Dysku i dodatkowo jeszcze książki, które znajdują się na orbicie Świata Dysku np. przepisy kulinarne Niani Ogg, czy przewodnik po Ankh – Morpork, albo książki z cytatami. Wśród serii o Świecie Dysku można wyróżnić podserie tematyczne np. seria książek o Straży Miejskiej, o Rincewindzie, o czarownicach z Lancre, o Śmierci (przygody Śmierci właściwie – czapki z głów), o Tiffany Obolałej i o Moiście von Lipwigu. Co ważne, każda książka stanowi oddzielną całość i nie ma konieczności czytania wszystkich z serii. To znakomicie ułatwia życie, bo jeżeli seria nie przypadnie do gustu, można przerzucić się na inną serię. Osobiście moją ulubionym cyklem są Czarownice z Lancre i historie z Rincewindem w roli głównej.
Jeżeli ktoś jeszcze nie czytał Świata Dysku w ogóle, polecam rozpoczęcie jednak od początku, czyli od najstarszych chronologicznie pozycji tj. „Koloru magii” i „Blasku fantastycznego”.
Bogactwo Świata Dysku jest ogromne. są strony poświęcone uniwersum Pratchetta i funpage na ten temat. Seria ma miliony czytelników na całym świecie. Książki są błyskotliwe, zabawne i nie rzadko – mądre. Przymiotnik mądry, mam wrażenie, został trochę zapomniany. Może też być kłopotliwy – stwierdzenie: „to jest mądra książka”, mam niepokojące wrażenie, obecnie nie brzmi jak zachęta. Jednak pomimo to, użyję tego określenia w stosunku do książek Terry’ego Prachetta – to mądre i zabawne książki. Żeby jednak nie zrobiło się za bardzo poważnie, na koniec dodam cytat z „ Niewidocznych akademików”, który lubię:
Mówiłem przecież, różni tu jeżdżą: dzieciaki uciekające z domów, żony uciekające od mężów, mężowie uciekający przed mężami innych żon. To się nazywa omnibus, a „omni” znaczy wszystko, i faktycznie wszystko może się zdarzyć na nocnym kursie, dlatego wożę topór. Ale jak to widzę, całe życie nie może być samym toporem.
Tym oto optymistycznym akcentem, żegnam się czule, życząc wszystkim, aby ich życie nie było „samym toporem”.